piątek, 4 marca 2016

Diabolik Lovers Rozdział 4

Przepraszam, że bardzo dawno nic nie było. Spowodowane to jednak było kilkoma ważnymi powodami. Postaram się to nadrobić, a już niedługo będę wstawiała rozdziały regularnie. Tak co kilka określonych dni. Jeszcze raz przepraszam, a teraz zapraszam na czwarty rozdział DL! Miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


Reiji złapał ją za nadgarstek i przyciągnął, co uniemożliwiło upadek. Zostawił ją na schodach i zniknął nic nie mówiąc. Dziewczyna zdziwiła się, że została ”uratowana”, jednak szybko ruszyła do swojego pokoju. Zaniepokoiło ją te ukłucie w klatce piersiowej. Nigdy wcześniej nie miała czegoś takiego. Było to nagłe, nieprzewidywalne i dosyć bolesne. Kiedy znajdowała się przed drzwiami do pomieszczenia, do którego się udała chwyciła za klamkę i nacisnęła ją, jednak znowu poczuła ten sam ból. Trzymając się kurczowo, chwyconej wcześniej rzeczy, upadła na ziemię. Siedziała z nogami w tyle, oraz ze zgiętymi kolanami. Drugą rękę przycisnęła do klatki. Ból był dosyć duży. ”Tss...co to jest?” - pomyślała. Cieszyła się, że nikt nie przechodził korytarzem, bo nie chciałaby tłumaczyć całej sytuacji innym. Sama nie rozumiała tego, co się działo. Chwilę poczekała, siedząc na podłodze, aż ból trochę zejdzie, kiedy to nastąpiło wstała, i weszła do pokoju, potem rzuciła się na łóżko i leżała. Postanowiła, że spróbuje jednak później porozmawiać o tym z Reijim. On mógł coś wiedzieć na ten temat. W końcu, on ma dosyć duże rozeznanie w dziwnych sprawach.
Dziewczyna wstała. Za kilka godzin miała iść do szkoły. Wyszła z łóżka, ubrała się i zeszła na dół. Zrobiła sobie na śniadanie jajecznicę i podeszła do stołu, postawiła talerz. Usiadła, wzięła widelec i nałożyła na niego potrawy. Wsunęła go do ust i tak jeszcze kilka następnych. Potem zaczęła tylko jeździć sztućcem po całym jedzeniu i talerzu. Chwilę później wstała, chwyciła rzeczy i odniosła je. Następnie skierowała się do swojego pokoju, żeby ubrać się w mundurek. Nie przepadała za nim. Niezbyt komfortowo czuła się w spódnicach. Kiedy włożyła na siebie ubranie zeszła na dół. Za chwile mieli jechać do szkoły. Czekali już wszyscy z wyjątkiem Subaru.
- Ehh...nadal go nie ma... - powiedział zniecierpliwiony Laito. Chyba długo już na niego czekali.
- Tss...zaraz ten małolat zobaczy! - wrzasnął Ayato. Najwyraźniej nerwy już mu puszczały, co w jego wypadku było dosyć normalne. Nie cechował się cierpliwością.
W pomieszczeniu właśnie pojawił się poszukiwany. Jak zwykle teleportował się, uderzając ręką o ścianę. Widocznie słyszał to, co czerwonowłosy wykrzyczał. Nie odpowiedział mu jednak nic, tylko skierował się do wyjścia, co reszta także zrobiła.
W limuzynie atmosfera była taka, jak zwykle. Reiji czytał książkę, Shuu słuchał muzyki i spał jednocześnie. Kanato mówił bliżej nieokreślone rzeczy do Teddiego. Reszta po prostu siedziała. Kiedy byli na miejscu każdy skierował się w inne miejsce. Ayame udała się do biblioteki, żeby oddać książkę, jednak po drodze spotkała Kou.
- Czeeść kociaku! - powiedział na powitanie.
- O, Kou...cześć.
- Dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie?
- A wiesz...nic ciekawego, a u ciebie?
- Też nic. Gdzie właśnie szłaś, kociaku?
- Do biblioteki, oddać książkę.
- Pójdę z tobą.
- No dobrze... - skierowali się razem w kierunku biblioteki. Kiedy ją znaleźli, weszli do pomieszczenia, podeszli do biurka, gdzie stała bibliotekarka i dziewczyna oddała jej książkę. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Ayame zostawiła Kou i ruszyła biegiem do klasy. Przed nią spotkała Ayato.
- Tss...gdzie ty byłaś? - powiedział wkurzony.
- Nie twoja sprawa.
- Szlajasz się gdzieś z tym Mukamim i mówisz mi, ze to nie moja sprawa?!
- Tak, dokładnie tak. - odpowiedziała bardzo spokojnym tonem.
- Zamknij się! - wrzasnął i złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do ściany. Chwycił drugą rękę i skierował je do góry, cały czas trzymając. Przycisnął ją mocniej, przechylił głowę i wbił swoje kły w jej szyję. Pił łapczywie jej krew, dopóki nie zauważył zbliżającego się nauczyciela. Niezbyt się nim interesował, ale nie chciał narobić sobie ”przypału”. Wyciągnął kły, a dłonią starł wypływającą z kącika jego ust krew.
- To była kara... - powiedział do niej i skierowali się do klasy.
Właśnie skończyła się ostatnia lekcja. Dziewczyna wyszła z sali i skierowała się do wyjścia. W połowie drogi poczuła czyjąś obecność. Rozejrzawszy się, nie zauważyła nikogo, wiec ruszyła dalej.
- Ewo... - usłyszała. Zdziwiła się. Nie było tu nikogo, a przy okazji już raz słyszała ten głos, mówiący to samo. Przestraszyła się, więc biegiem ruszyła do wyjścia, jednak będąc niedaleko poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej. Upadła na ziemię i przyciągnęła ręce do miejsca bólu. Pech, a może raczej szczęście chciało, ze akurat obok przechodził Reiji. Wcześniej już chciała mu o tym powiedzieć, ale nie było okazji. Ten podszedł do niej.
- Czemu tak leżysz? - zapytał.
- ...bo...tss... - tyle udało jej się powiedzieć, ponieważ znowu poczuła ukłucie.
- Same problemy z tobą... - powiedział i pomógł jej wstać. - W domu mi to wytłumaczysz. - dodał i zaprowadził ją do limuzyny. Wszyscy byli zdziwieni tym widokiem, lecz woleli nie komentować. Reiji dałby im popalić za takie coś. Wsiedli do limuzyny i ruszyli do domu.
Na miejscu Reiji od razu powiedział Ayame, aby z nim poszła do jego pokoju. Będąc w nim powiedział, żeby usiadła. Zrobił herbatę i nalał do filiżanek. Sam także usiadł.
- Wytłumacz mi, o co chodziło z tym w szkole? - zapytał dosyć poważnie.
- Sama nie rozumiem, ale od jakiegoś czasu miewam takie bóle...nie wiem o co chodzi.
- A od jak dawna?
- Pierwszy raz miałam wtedy na schodach.
- Rozumiem. Czy chorujesz na coś?
- Nie...nic z tych rzeczy. - powiedziała pewnie.
- Dobrze. To trochę dziwne. Sam nie wiem o co chodzi.
- Rozumiem, to jest dosyć dziwne.
- Pomyślę nad całą tą sytuacją. Ty możesz już iść. - Powiedział, a ona tak uczyniła.
Poszła na dwór, do altany, w której nikogo nie zastała. Usiadła i chciała zacząć rozmyślać, ale zobaczyła kogoś. Mężczyznę o zielonych włosach, ubranego w czarny, długi płaszcz. Przestraszyła się go.
- Nie bój się. - powiedział. - Nic ci nie zrobię.
- Skąd mam mieć taką pewność?
- Po prostu mi zaufaj...
- Przepraszam, ale nie ufam pierwszym lepszym osobom.
- Proszę, proszę...jaka to odważna. Rozumiem to. W takim razie nic tu po mnie. Skoro nie jesteś chętna do współpracy to ja idę...
- Czekaj! Jakiej współpracy?! - wrzasnęła, ale jego już nie było. Domyśliła się, że był wampirem. W końcu to była ta przeklęta zdolność teleportacji, której tak bardzo nienawidziła. Dziewczyna miała dość wszystkiego. Skierowała się do swojego pokoju i poszła spać.
W trakcie snu cos ją obudziło. Był to deszcz. Zebrało się na mocna ulewę, a wiatr był tak duży, że otworzył jej drzwi balkonowe, które teraz latały swobodnie we wszystkich kierunkach. Ayame wstała z zamiarem zamknięcia, jednak nie udawało jej się to. Zdenerwowana wyszła z pokoju. Udała się do kuchni. Chwyciła czajnik i napełniła go wodą, stawiając potem na palniku. Włączyła go i podeszła do szafki. Wyjęła z niej kubek, a z drugiej herbatę. Następnie zaczęła czekać, aż zagotuje się woda. Zalała napój i razem z nim udała się do stołu. Siedziała i ją sączyła. Zajęło jej to około dziesięciu minut. Odniosła kubek i ruszyła do pokoju. Weszła do toalety, żeby skorzystać. Umyła ręce i wyszła. Podeszła do drzwi balkonowych, żeby je jeszcze raz zamknąć, ale nadal na marne. Wyjrzała przez balkon, aby zobaczyć róże, oraz cały ogród. Nie miała jednak czego oglądać, gdyż panowała zbyt duża mgła. Zrezygnowana zaczęła wracać do łóżka, jednak poczuła ukłucie w klatce piersiowej i upadła na ziemię. ”Znowu...?” - pomyślała, a następnie zemdlała.
Obudziła się w ogrodzie tej rezydencji. Ujrzała leżącą na ziemi różę i schyliła się z zamiarem złapania jej, jednak skaleczyła się. Idąc dalej ujrzała postury różnych osób, a także tego mężczyzny spotkanego w altance...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz