środa, 11 maja 2016

Zgadzam się...

Otóż wstawiam tego shota troszkę wcześniej. Powiem, że pisało mi się go bardzo przyjemnie i to nie będzie ostatni shot na moim blogu. Ja życzę wam miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


12.05
- Zgadzam się... - i to był mój największy błąd. Nie zdawałam sobie z tego spawy, jak wiele zmian może spowodować jedna zgoda. Zacznijmy jednak od początku...
10.05
Jak co dzień udałam się do szkoły. Przy szafkach spotkałam moją przyjaciółkę Lisę.
- Hej! Jest sprawa! - mówiła energicznie, wykrzykując każde słowo.
- Hey...co się dzieje?
- Otóż...robię imprezę. Odbędzie się dwunastego, w piątek. Przyjdziesz?
- Ehh...wiesz, że nie lubię takich imprez...
- Oj wiem, ale prooszę...wiesz, że bardzo cię lubię i chciałabym, żebyś przyszła.
- Ehh...no okej, ale o której?
- Wpadnij tak około dwudziestej! Mam zaplanowane ciekawe atrakcje! - zawołała odchodząc. Ehh...dlaczego musiałam się zgodzić? Przecież nigdy nie uczestniczyłam w takich rzeczach. Co się robi na imprezach? Nawet nie mam żadnych ubrań, co oznacza, że jutro po szkole muszę udać się na zakupy, czyli świetnie...wydam kupę pieniędzy na ubranie, którego więcej nie włożę, ale już dobra...w końcu ona jest moją przyjaciółką, więc nie wypadało odmówić zwłaszcza, że jeszcze nigdy tak bardzo nie nalegała. Zawsze po odmowie kończyła temat, a teraz pewnie naciskałaby na mnie aż do...pewnie do czasu mojej zgody. Przynajmniej oszczędziłam sobie tego. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka, co oznaczało lekcje.
Po zajęciach udałam się do domu. Pierwsze, co zrobiłam, to zjedzenie obiadu. Byłam panicznie głodna. Kiedy już skończyłam wzięłam pilot, położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Rodziców nie będzie przez najbliższy tydzień, więc mam spokój. Nim się spostrzegłam, zasnęłam.
Obudziłam się około godziny dwudziestej trzeciej. Wstałam i poszłam do swojego pokoju odrabiać lekcje. Zadali nam milion rzeczy. Jeszcze te wszystkie sprawdziany...masakra. Kto się da radę tego nauczyć? Chyba nikt. Same odrabianie zajęło mi sporo czasu, bo kiedy skończyłam była już pierwsza w nocy. Wzięłam się teraz za naukę, którą zakończyłam około piątej. Zmęczona poszłam spać...
11.05
Po lekcjach udałam się do sklepu. Musiałam się obkupić na jutrzejszą imprezę. Weszłam do centrum handlowego i od razu skierowałam się do losowego sklepu z kosmetykami. Kupiłam jakieś błyszczyki, perfumy, lakiery do paznokci, cienie i inne śmieci. Po tym wszystkim udałam się po jakąś kreację. Od razu przy wejściu przywitał mnie jakiś mężczyzna, który zaproponował pomoc z wyborem ubioru. Zgodziłam się i wytłumaczyłam, jakiego stroju potrzebuję. Przymierzałam wiele kompletów, ale koniec końców zostałam przy czarnej, koronkowej sukience sięgającej do połowy ud, z rękawem ¾ i kozaki do kolan w takim samym kolorze. Dokupiłam jeszcze jakieś bolerko i byłam gotowa. Do domu wróciłam koło dwudziestej drugiej. Odrobiłam lekcje i poszłam spać.
12.05
Nadszedł ten dzień. Dzień imprezy. Z rana skierowałam się do szkoły. Po lekcjach od razu poszłam na umówioną wizytę u fryzjera. Zrobił mi z moich długich, czarnych i bardzo prostych włosów loki, które wyglądały nieprzeciętnie. Wróciłam do domu i ubrałam się, po czym zabrałam się za wykonanie makijażu. Po wielu próbach nadal nie mogłam uzyskać idealnego efektu, więc udałam się do kosmetyczki, znajdującej się w lokalu niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Wykonała ona szybko makijaż, który był świetny. Nie spodziewałam się, ze kiedyś do tego dojdzie, ale trudno...wróciłam do domu. Tak naprawdę to musiałam się już zbierać, więc wzięłam torebkę i klucze od samochodu, po czym pojechałam.
Lis wpuściła mnie do domu i zaprowadziła do reszty. Siedziało tam czterech chłopaków. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że ja byłam ostatnią osobą, która przybyła na imprezę. Świetnie...ja, Lis i czwórka chłopaków. Zapowiadał się super wieczór...taki super, że bez wahania wyszłabym stamtąd, gdyby to nie była moja przyjaciółka. Nie chciałam jej martwić, ani zostawiać samej, więc anulowałam plan ucieczki. Ktoś zaproponował siedzenie w kółku. Wszyscy wykonali propozycję, to ja także.
- Lis, zaczynamy? - zapytał jeden, na co ona skinęła głową. Wyjął on z kieszeni bluzy pistolet.
- Więc tak...gramy teraz w ”rosyjską ruletkę” jednak będzie się ona różniła od oryginału. Osoba, w którą trafi nasz piankowy przycisk wylosuje jedno ze stu zadań, z czego jedno kończy się śmiercią. W skrócie, macie 1% szans na śmierć, ewentualnie odmowa udziału wiąże się ze śmiercią przez powieszenie. Wiąże się, powieszenie...niezłe, nie? Heh...jednak kontynuując...zasady jasne? Wszyscy się zgadzają? - każdy zaczął po kolei kiwać głową. Była teraz moja kolej.
- Zgadzam się... - i to był mój największy błąd, którego konsekwencje wcale nie kończą się bajką...
Chłopak włożył do dwudziesto-nabojowego pistoletu jeden, piankowy i zakręcił kilka razy. Wszyscy po kolei przykładali sobie broń z boku głowy i strzelali. Nikt jeszcze nie został trafiony. Zrobiliśmy tak kilka okrążeni, aż w końcu nastał dwudziesty strzał, który wiadomo, że będzie trafiony. Przyłożyłam pistolet do głowy i nacisnęłam spust. Po chwili wystrzelił piankowy pocisk.
- A więc wygrywa...ee, jak masz na imię? - zapytał jeden z nich.
- A co cię to obchodzi? Wal się... - powiedziałam pokazując środkowy palec.
- Hee...jaka ostra. Ciekawe, jak sobie poradzisz z zadankiem - odpowiedział kolejny i przysunął mi pojemnik ze stoma kartkami z zadaniami. Wylosowałam jedną i odczytałam treść, po czym zamarłam. Zastanowiłam się, czy ewakuacja nie byłaby odpowiednia, ale przecież nie zabiją mnie...co nie?
- Co tam masz? - ktoś wyrwał mi kartkę z rąk. - Uuu... akurat śmierć...smutno...a teraz wchodź na ostatnie piętro domu i skacz.
Musiałam to zrobić. Wszyscy mnie naciskali. Nie miałam możliwości wyjścia. Po wszystkich próbach ucieczki zebrałam około pięćdziesięciu siniaków i kilka krwawiących ran. Tak szczerze, to same bicie mnie mi nie przeszkadzało. Bycie masochistką posiada zalety, jednak teraz miałam się zabić...ZABIĆ!
- Czy mogę przed tym cos zrobić?
- Jasne - odpowiedziała moja przyjaciółka, której w ogóle nie obchodziło, że zaraz umrę. - Idź i to rób. - poszłam pisać pamiętnik, który właśnie czytasz. Napisałam go kilka minut przed moją śmiercią i wyrzuciłam przez okno.
Wszyscy skierowaliśmy się na płaski dach domu Lisy, z którego za chwilę miałam skoczyć.
- Nareszcie xxxx zginiesz. Czekałam na tę chwilę tyle czasu. - powiedziała po czym ruszyła w moją stronę nie dając mi chwili wytchnienia. Ja nie chcąc być spychana pobiegłam i zeskoczyłam. Podczas spadania usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. To była moja mama...odebrałam i nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ właśnie uderzyłam o ziemię i zginęłam...nigdy więcej nie zaufam nikomu już nigdy...teraz jestem duchem...strasznym duchem, który nawiedzał, nawiedza i będzie nawiedzać tych ludzi aż do czasu ich śmierci...


KONIEC

Oto ostatnia strona pamiętnika. Chcę tu opisać, w jaki sposób posiadasz możliwość czytania tego, otóż...opętałam pewną osobę, co zmusiło ją do udostępnienia tego na pierwszym, lepszym blogu...wypadło akurat na ten...dziewczyna, która to zrobiła nie jest jedyną opętaną przeze mnie. Przemieszczam się i opętuję wielu ludzi. Jestem wszędzie...byłam wszędzie...mogę być wszędzie...rozejrzyj się...może właśnie teraz TY zostaniesz moją ofiarą?

A na imię było jej Kate

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz