wtorek, 17 maja 2016

Antagonistyczne Rozdział 2

Witam :D Wracamy z drugim rozdziałem Antagonistycznych! Nareszcie się za niego zabrałam! Emm...nie mam o czym pisać, a więc miłego czytanka^^

_______________________________________________________________________________


AMAYA YASUKO

Co się stało? Miałam umrzeć, ale ktoś mnie złapał...dziwne. Chciałam podziękować tej osobie, ale ona zniknęła. Cóż...najważniejsze, ze nie odpadłam na samym początku. Muszę teraz coś zrobić z jedenastą, zanim reszta się dowie, kim jest trzecia. Zapewne nadal siedzi na wieżowcu. Mogłabym tam pójść, ale nie mam broni, więc teraz polecę na pewną śmierć. Chyba na razie wrócę do domu. Tak, to dobry pomysł. Szłam w ciszy. Chwilę później byłam już na miejscu. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i poszłam spać. Rano postanowiłam pójść na zakupy. Jedzenie mi się kończyło. Najpierw jednak dobrym pomysłem byłoby zjedzenie śniadania. Zrobiłam jajecznicę i zaczęłam ją łapczywie jeść. Pozmywałam, umyłam zęby i wyszłam. Znalazłam się w pierwszym sklepie. Wzięłam koszyk i zaczęłam wrzucać do niego wszystkie potrzebne produkty, ale nie było jednej rzeczy. Podeszłam do kasy i zapłaciłam, a następnie udałam się do drugiego marketu po brakujący produkt. Błąkałam się między regałami w poszukiwaniu aż znalazłam. Ujrzałam też, że ktoś tam stoi. Chłopak...nie znałam go, ale czułam, że kiedyś się już spotkaliśmy. Nie wiem, nie pamiętam. Wróciłam do robienia zakupów, ale podczas wykonywanej czynności poczułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam się w jego kierunku i także zaczęłam się w niego wpatrywać. Zilustrowałam go od góry do dołu. Miał czarne włosy, które były ”artystycznie roztrzepane” z kosmykami opadającymi na twarz. Spojrzałam na jego twarz. Oczy miał w kolorze błękitu, lub według mnie raczej podchodziły pod turkus. Ubrany był w czarną bluzę z suwakiem i czarne spodnie, oraz trampki. Dziewczyno! CO TY ROBISZ?! Stałam jak głupia na środku sklepu i wpatrywałam się w chłopaka. Musiało to wyglądać idiotycznie. Mój obiekt zainteresowań po chwili zarumienił się i odwrócił głowę, a ja uczyniłam to samo.
Po powrocie do domu od razu skierowałam się do łózka. Zakupy rzuciłam gdzieś na bok i położyłam się. Zaczęłam zasypiać, ale usłyszałam dźwięk dochodzący z mojego pamiętnika. Świetnie...akurat teraz. Wyjęłam telefon i sprawdziłam zmiany. Po prostu super...właśnie za pół godziny przyjdzie do mnie jedenasta. Po przeczytaniu tego niechętnie wstałam z łóżka i udałam się do piwnicy, po starą katanę mojego martwego już ojca. Zdjęłam z niej osłonę i sprawdziłam, z jakiego miejsca przybędzie moja przeciwniczka. Okazało się, ze to ogródek. Pewnie nie spodziewa się, ze mam aż tak szczegółowy pamiętnik, ale to dla mnie lepiej. Przynajmniej mam większe szanse na wygraną.

SACHIKO NATSUME


Dlaczego spotkałem ją w sklepie? Nie chciałem jej więcej widywać. Przecież jestem ghoulem, a ghoule jedzą ludzi...a ja wiem, że nie chciałbym jej zabić. Chcę, żeby żyła. Chcę, żeby wygrała tę grę, w którą gra moja znajoma. Nawet, jeżeli będę musiał zabić swoją współlokatorkę, to chcę, żeby tamta dziewczyna wygrała. Nie wiem, jak ona się nazywa. Nie wiem, czy zaakceptuje moją osobę, moje dziwactwo, moje nienormalne życie i paranormalne zdolności, ale tak naprawdę to ona także nie jest ”normalna”. Przewidywanie przyszłości nie jest czymś, co potrafi pierwszy lepszy człowiek. Tę umiejętność posiadają tylko nieliczni, a dokładniej 12 osób z całego świata. Zostali oni wybrani przez samego Boga, więc to na pewno o czymś świadczy. Przydałoby się tylko jakoś poznać, tę dziewczynę i jej pomóc...pomóc w wygraniu i byciu Bogiem!

AMAYA YASUKO

Właśnie za chwilę ponownie zmierzę się z jedenastą. Wiem, skąd przybędzie, a także mam przy sobie katanę, więc nie powinno być źle. Usłyszałam szelest krzaków i spojrzałam, z której strony zaatakuje i wykonałam unik.
- Eee...widzę, że nieźle się przygotowałaś, Yasuko.
- Sorki, ale nie jesteśmy na TY, więc proszę po nazwisku, Eguichi.
- Ehh...no dobra...spełniam twoje przedśmiertelne życzenie. - powiedziała i z nożem przeskoczyła nad krzewami róż próbując mnie dźgnąć. Ja oczywiście przy pomocy pamiętnika unikałam wszystkiego, ale nie przewidziałam jednej rzeczy...że mój przeciwnik wcale nie jest głupi. Dziewczyna zaprowadziła mnie pod ścianę...czyli mam teraz nikłe szanse, ale...mogę wykonać cios w momencie nie do przewidzenia. Zamachnęła się i kiedy właśnie miała wbić nóż w mój brzuch, ja uderzyłam ją rączką od katany. Zgięła się w pół, a ja wyjęłam jej z kieszeni telefon i go zniszczyłam, co spowodowało jej śmierć.
- Jakieś przedśmiertelne życzenia? - zażartowałam.
- Ty przeklętaa... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ zniknęła. Ja wróciłam sobie spokojnie do mojego domu i poszłam spać, ale przed tym sprawdziłam pamiętnik. Żadnych zmian...

środa, 11 maja 2016

Zgadzam się...

Otóż wstawiam tego shota troszkę wcześniej. Powiem, że pisało mi się go bardzo przyjemnie i to nie będzie ostatni shot na moim blogu. Ja życzę wam miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


12.05
- Zgadzam się... - i to był mój największy błąd. Nie zdawałam sobie z tego spawy, jak wiele zmian może spowodować jedna zgoda. Zacznijmy jednak od początku...
10.05
Jak co dzień udałam się do szkoły. Przy szafkach spotkałam moją przyjaciółkę Lisę.
- Hej! Jest sprawa! - mówiła energicznie, wykrzykując każde słowo.
- Hey...co się dzieje?
- Otóż...robię imprezę. Odbędzie się dwunastego, w piątek. Przyjdziesz?
- Ehh...wiesz, że nie lubię takich imprez...
- Oj wiem, ale prooszę...wiesz, że bardzo cię lubię i chciałabym, żebyś przyszła.
- Ehh...no okej, ale o której?
- Wpadnij tak około dwudziestej! Mam zaplanowane ciekawe atrakcje! - zawołała odchodząc. Ehh...dlaczego musiałam się zgodzić? Przecież nigdy nie uczestniczyłam w takich rzeczach. Co się robi na imprezach? Nawet nie mam żadnych ubrań, co oznacza, że jutro po szkole muszę udać się na zakupy, czyli świetnie...wydam kupę pieniędzy na ubranie, którego więcej nie włożę, ale już dobra...w końcu ona jest moją przyjaciółką, więc nie wypadało odmówić zwłaszcza, że jeszcze nigdy tak bardzo nie nalegała. Zawsze po odmowie kończyła temat, a teraz pewnie naciskałaby na mnie aż do...pewnie do czasu mojej zgody. Przynajmniej oszczędziłam sobie tego. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka, co oznaczało lekcje.
Po zajęciach udałam się do domu. Pierwsze, co zrobiłam, to zjedzenie obiadu. Byłam panicznie głodna. Kiedy już skończyłam wzięłam pilot, położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Rodziców nie będzie przez najbliższy tydzień, więc mam spokój. Nim się spostrzegłam, zasnęłam.
Obudziłam się około godziny dwudziestej trzeciej. Wstałam i poszłam do swojego pokoju odrabiać lekcje. Zadali nam milion rzeczy. Jeszcze te wszystkie sprawdziany...masakra. Kto się da radę tego nauczyć? Chyba nikt. Same odrabianie zajęło mi sporo czasu, bo kiedy skończyłam była już pierwsza w nocy. Wzięłam się teraz za naukę, którą zakończyłam około piątej. Zmęczona poszłam spać...
11.05
Po lekcjach udałam się do sklepu. Musiałam się obkupić na jutrzejszą imprezę. Weszłam do centrum handlowego i od razu skierowałam się do losowego sklepu z kosmetykami. Kupiłam jakieś błyszczyki, perfumy, lakiery do paznokci, cienie i inne śmieci. Po tym wszystkim udałam się po jakąś kreację. Od razu przy wejściu przywitał mnie jakiś mężczyzna, który zaproponował pomoc z wyborem ubioru. Zgodziłam się i wytłumaczyłam, jakiego stroju potrzebuję. Przymierzałam wiele kompletów, ale koniec końców zostałam przy czarnej, koronkowej sukience sięgającej do połowy ud, z rękawem ¾ i kozaki do kolan w takim samym kolorze. Dokupiłam jeszcze jakieś bolerko i byłam gotowa. Do domu wróciłam koło dwudziestej drugiej. Odrobiłam lekcje i poszłam spać.
12.05
Nadszedł ten dzień. Dzień imprezy. Z rana skierowałam się do szkoły. Po lekcjach od razu poszłam na umówioną wizytę u fryzjera. Zrobił mi z moich długich, czarnych i bardzo prostych włosów loki, które wyglądały nieprzeciętnie. Wróciłam do domu i ubrałam się, po czym zabrałam się za wykonanie makijażu. Po wielu próbach nadal nie mogłam uzyskać idealnego efektu, więc udałam się do kosmetyczki, znajdującej się w lokalu niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Wykonała ona szybko makijaż, który był świetny. Nie spodziewałam się, ze kiedyś do tego dojdzie, ale trudno...wróciłam do domu. Tak naprawdę to musiałam się już zbierać, więc wzięłam torebkę i klucze od samochodu, po czym pojechałam.
Lis wpuściła mnie do domu i zaprowadziła do reszty. Siedziało tam czterech chłopaków. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że ja byłam ostatnią osobą, która przybyła na imprezę. Świetnie...ja, Lis i czwórka chłopaków. Zapowiadał się super wieczór...taki super, że bez wahania wyszłabym stamtąd, gdyby to nie była moja przyjaciółka. Nie chciałam jej martwić, ani zostawiać samej, więc anulowałam plan ucieczki. Ktoś zaproponował siedzenie w kółku. Wszyscy wykonali propozycję, to ja także.
- Lis, zaczynamy? - zapytał jeden, na co ona skinęła głową. Wyjął on z kieszeni bluzy pistolet.
- Więc tak...gramy teraz w ”rosyjską ruletkę” jednak będzie się ona różniła od oryginału. Osoba, w którą trafi nasz piankowy przycisk wylosuje jedno ze stu zadań, z czego jedno kończy się śmiercią. W skrócie, macie 1% szans na śmierć, ewentualnie odmowa udziału wiąże się ze śmiercią przez powieszenie. Wiąże się, powieszenie...niezłe, nie? Heh...jednak kontynuując...zasady jasne? Wszyscy się zgadzają? - każdy zaczął po kolei kiwać głową. Była teraz moja kolej.
- Zgadzam się... - i to był mój największy błąd, którego konsekwencje wcale nie kończą się bajką...
Chłopak włożył do dwudziesto-nabojowego pistoletu jeden, piankowy i zakręcił kilka razy. Wszyscy po kolei przykładali sobie broń z boku głowy i strzelali. Nikt jeszcze nie został trafiony. Zrobiliśmy tak kilka okrążeni, aż w końcu nastał dwudziesty strzał, który wiadomo, że będzie trafiony. Przyłożyłam pistolet do głowy i nacisnęłam spust. Po chwili wystrzelił piankowy pocisk.
- A więc wygrywa...ee, jak masz na imię? - zapytał jeden z nich.
- A co cię to obchodzi? Wal się... - powiedziałam pokazując środkowy palec.
- Hee...jaka ostra. Ciekawe, jak sobie poradzisz z zadankiem - odpowiedział kolejny i przysunął mi pojemnik ze stoma kartkami z zadaniami. Wylosowałam jedną i odczytałam treść, po czym zamarłam. Zastanowiłam się, czy ewakuacja nie byłaby odpowiednia, ale przecież nie zabiją mnie...co nie?
- Co tam masz? - ktoś wyrwał mi kartkę z rąk. - Uuu... akurat śmierć...smutno...a teraz wchodź na ostatnie piętro domu i skacz.
Musiałam to zrobić. Wszyscy mnie naciskali. Nie miałam możliwości wyjścia. Po wszystkich próbach ucieczki zebrałam około pięćdziesięciu siniaków i kilka krwawiących ran. Tak szczerze, to same bicie mnie mi nie przeszkadzało. Bycie masochistką posiada zalety, jednak teraz miałam się zabić...ZABIĆ!
- Czy mogę przed tym cos zrobić?
- Jasne - odpowiedziała moja przyjaciółka, której w ogóle nie obchodziło, że zaraz umrę. - Idź i to rób. - poszłam pisać pamiętnik, który właśnie czytasz. Napisałam go kilka minut przed moją śmiercią i wyrzuciłam przez okno.
Wszyscy skierowaliśmy się na płaski dach domu Lisy, z którego za chwilę miałam skoczyć.
- Nareszcie xxxx zginiesz. Czekałam na tę chwilę tyle czasu. - powiedziała po czym ruszyła w moją stronę nie dając mi chwili wytchnienia. Ja nie chcąc być spychana pobiegłam i zeskoczyłam. Podczas spadania usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. To była moja mama...odebrałam i nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ właśnie uderzyłam o ziemię i zginęłam...nigdy więcej nie zaufam nikomu już nigdy...teraz jestem duchem...strasznym duchem, który nawiedzał, nawiedza i będzie nawiedzać tych ludzi aż do czasu ich śmierci...


KONIEC

Oto ostatnia strona pamiętnika. Chcę tu opisać, w jaki sposób posiadasz możliwość czytania tego, otóż...opętałam pewną osobę, co zmusiło ją do udostępnienia tego na pierwszym, lepszym blogu...wypadło akurat na ten...dziewczyna, która to zrobiła nie jest jedyną opętaną przeze mnie. Przemieszczam się i opętuję wielu ludzi. Jestem wszędzie...byłam wszędzie...mogę być wszędzie...rozejrzyj się...może właśnie teraz TY zostaniesz moją ofiarą?

A na imię było jej Kate

wtorek, 10 maja 2016

Diabolik Lovers Rozdział 5

A więc po długim czasie wracamy z DL. Niestety ten jakoś krótki mi wyszedł, ale cóż...zdarza się. Ostatnio nic nie wstawiałam przez brak internetu i komunię pewniej osoby, ale teraz już wracam. Od razu powiem (a raczej napiszę), że w środę pojawi się One Shot. Nie powiem, jaki...nie powiem, o czym...sami zobaczycie. A teraz życzę miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


Ujrzała biegające dzieci. Dokładnie trójkę. Chwilę później poznała, że byli to Ayato, Kanato i Laito. Bawili się w coś, ale nie wiedziała dokładnie, w co. Nagle fioletowo-włosy zaczął płakać.
- N-nietoperze mi uciekły. - mówił przez łzy.
- Nie martw się! Złapiemy kolejne! - pocieszał go Laito.
- Właśnie! Złapię je dla Ciebie! - krzyknął trzeci z braci. Nagle weszła kobieta o długich, fioletowych włosach, ubrana w długą suknię.
- Ayato, wiec to tutaj cały czas byłeś? Chodź ze mną.
- Kanato, chodźmy. - powiedział Laito i ruszyli.
- Wracaj do nauki, natychmiast. - mówiła kobieta.
- Nie chcę...ciągle tylko się uczę.
- Nie mam ochoty tego słuchać. Wracaj do pokoju.
- Dlaczego Kanato i Laito mogą się bawić, a ja ciągle siedzę nad książkami?
- Dlaczego? Przecież ty nie jesteś jak inne dzieci.
- Ale ja chcę mieć więcej wolnego czasu!
- Ile razy mam ci powtarzać?! Przecież wiesz, że jesteś dziedzicem. Zrozum to. Wiesz, co musisz zrobić, prawda?
- M-muszę stać się lepszy niż inny. Najlepszy...
- A jak nie, to co się stanie?
- Przestane być twoim synem, a ty wrzucisz mnie do jeziora...
- Dokładnie! Jeżeli tego nie chcesz, to wracaj do nauki.
- Tak mamo...
”Czuli już rozumiem, dlaczego Ayato ma taką manię bycia najlepszym. To wszystko przez jego matkę. To przez nią stał się taki nienośny...” - pomyślała Ayame.

***
Ayame obudziła się czują, że ktoś ją niesie. I tak właśnie było.
- Obudziłaś się? Co ty robiłaś tam na dworze w tę ulewę? - usłyszała glos Ayato.
- Sama nie wiem. Obudziłam się, wstałam i podeszłam do balkonu, po czym poczułam ukłucie w klatce piersiowej i zemdlałam.
- A co cię tam kuło?
- Nie wiem...od jakiegoś czasu to mam.
- A mówiłaś okularnikowi?
- Taa, ale nic nie wie.
- Hmm...ciekawe...
- Że co? Jakie ciekawe?
- Pff...żartowałem. - zaniósł ją do...swojego pokoju.
- Ej, wiesz, że to nie mój pokój, prawda?
- No wiem, ale coś mi się należy za pomoc. - położył dziewczynę na łóżku, pochylił się nad nią i ”dobrał się” do jej szyi. Wbił kły w jej skórę i pił...
- Tss... - wydobyło się z ust Ayame. Chłopak skończył i odsunął się od niej. Wytarł spływającą krew wierzchem dłoni i wyszedł z pokoju. Dziewczyna jeszcze przez chwilę leżała na łóżku, dopóki ktoś nie zapukał do jej pokoju. Dziewczyna podeszła do drzwi i je otworzyła, ale nikogo tam nie było.
- Pff...pewnie jakieś żarty... - pomyślała. Wzięła kurtkę i wyszła na dwór. Udała się do altanki. Położyła się na ławce i zaczęła rozmyślać. Nim się spostrzegła, a usnęła. Obudziła się około godziny później i zobaczyła, że ktoś stoi niedaleko altanki. Wstała i podeszła do tej osoby, jednak ona zniknęła.
- Sen? - pomyślała, przecierając jednocześnie oczy. Chwilę później usłyszała, że ktoś zbliża się do niej. Odwróciła się i ujrzała za sobą Kanato.
- Ayame...zróbmy ciastka!
- Eh...teraz?
- Tak. Takie czekoladowe.
- Umm...no dobrze... - ruszyli w kierunku rezydencji, po czym skierowali się do kuchni. Zaczęli wszystko przygotowywać i nim się spostrzegli, a były już gotowe ciastka. Dziewczyna bez słowa udała się do swojego pokoju.
Po długim śnie dziewczyna przebrana w mundurek szkolny zeszła na dół do reszty. Wszyscy już na nią czekali, więc po jej przybyciu od razu skierowali się do limuzyny. Jechali przez jakiś czas, ale nagle usłyszeli wybuch. Samochód stanął w płomieniach. Wszyscy się ewakuowali oprócz...
- Ayame!!! - zaczął wrzeszczeć Ayato.
- Spokojnie...pójdę po nią. - uspokoił go Reiji. Jak powiedział, tak zrobił. Wskoczył w płomienie, a chwilę później znalazł się obok reszty z dziewczyną na rękach. Znajdowali się w spowitym mrokiem lesie...chwilę później usłyszeli kroki...