sobota, 23 stycznia 2016

12. Pożar

Przyznam, że z początku nie mogłam się zabrać za napisanie tego rozdziału. Nie miałam żadnego pomysłu. Przepraszam, że nie było tak długo rozdziału z tej historii. A więc życzę miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


Widok na pokój. Na ścianę z kalendarzem. Dwudziesty drugi stycznia, godzina 2:38. Perspektywa osoby trzeciej. Wyjście, a raczej paniczna ucieczka wszystkich mieszkańców rezydencji. Bieg w kierunku lasu. Zwrot w tył. Ogień przykrywający rezydencję rozchodził się na pobliskie drzewa. Twarze innych pełne zdziwienia, jednak nie było wszystkich mieszkańców.
                Dziewczyna obudziła się przerażona. Wrzasnęła na całą rezydencję, ale o dziwo nikt nie wbiegł do jej pokoju, jednak ona w przeraźliwym biegu zeszła na dół.
 - Co się dzieje? - zapytał Jeff.
 - Kolejna wizja?  - dodał Slenderman.
 - T-tak, ale ona była...s-strasz-szna...
 - Chodź do mojego gabinetu i jak zwykle mi opowiedz.
 - N-nie. Powiem to przy wszystkich. To jest ważne.
 - No dobrze... - zgodził się Slender. Powiedziała, żeby usiedli. Poczynili tak. Ona stała na środku i zaczęła opowiadać. Wiadomym było, że trochę jej to zajmie, ponieważ jąkała się. Nadszedł koniec opowieści.
 - C-co?!!!!!! - wrzasnął Jeff. - Przecież dzisiaj jest dwudziesty pierwszy. To oznacza, że j-jutro?
 - Wygląda na to, że tak. - odpowiedział mu Slender. Reszta zaniemówiła, tylko ze strachu, czy raczej, spowodowane to było zdziwieniem?

                Po opowiedzeniu wizji dziwnym było, że wszyscy zachowywali się normalnie. Było już po obiedzie, mianowicie godzina 17:45. Dziewczyna oglądała właśnie film, jednak nie mogła zapomnieć o tym, co miało wydarzyć się w nocy. Film się skończył, więc zaczęła bezsensownie przełączać kanały w telewizorze, dopóki nie usnęła. Na szczęście, a może raczej nieszczęście w trakcie tej drzemki, nie miała żadnej wizji. Se snu wyrwał ją jakiś hałas. Wstała i rozejrzała się wokoło.
 - Spokojnie, to tylko szklanka. - odpowiedział Jeff, jednocześnie zbierając odłamki zbitego szkła. Dziewczyna spojrzała na zegarek. Była godzina 23:07. O dziwo nikt nie spał. Część osób siedziała w swoich pokojach, a część w salonie. Jedni czytali książki, a inni oglądali jakiś serial w telewizji. Ichigo dołączyła do oglądających. Usiadła na sofie. Dosiadł się do niej Jeff. Widział, ze jest roztrzęsiona. Nie mogła na chwilę zapomnieć o tej wizji. Chłopak wyciągnął rękę i ją objął, po czym wręczył jej małe pudełko. Otworzyła je. Był tam pierścionek!
 - Emm...Wziąłem go z twojego mieszkania. Wiem, że był dla ciebie ważny. - wymamrotał.
 - Dziękuję! - krzyknęła przepełniona euforią. - Należał wcześniej do mojej mamy. Dla mnie był...i jest naprawdę ważny. To jedyna rzecz, która mi po niej została. Dziękuję... - dodała i włożyła pierścionek na palec serdeczny. Poprzednia wizja się spełniła. Dziewczyna objęła chłopaka, jednak nagle spojrzała na zegar, który wisiał na ścianie. Była już godzina 2:08. Jeszcze pół godziny do wydarzenia. Ichigo była bez sił i nagle usnęła. Obudził ją głos Jeffa.
 - Wstawaj! Już czas! - zawołał do niej, a rezydencja zaczęła stawać w płomieniach. Dziewczyna bez zastanowienia wstała. On złapał ją za rękę i ruszyli biegiem w kierunku wyjścia. Wszyscy, a przynajmniej tak jej się wydawało, także ruszyli w stronę lasu. Dziewczyna była trochę...znaczy się bardzo przerażona. Z trudem nabierała powietrze, w dodatku cała się trzęsła.

                Kiedy byli w odpowiedniej odległości od pochłoniętej ogniem rezydencji, zatrzymali się. Obok zebrała się reszta, lecz bez dwóch osób. Nie było Masky`ego i Hoodi`ego.
 - Spłonęli - powiedział Slendreman, po czym część osób, wraz z Ichigo zaczęła płakać. Szybko jednak przestali. Ważne było to, gdzie teraz zamieszkają. Na razie nie mieli żadnego pomysłu. Musieli zbudować tymczasowy szałas, oraz Slender musiał znaleźć dwójkę nowych Proxy. Za budowę chwilowego miejsca pobytu zabrali się wszyscy, oprócz dziewczyn. One wyruszyły na poszukiwanie pożywienia. ClockWork i PhoneCall poszły poszukać jakichś dziko rosnących owoców. Ichigo ruszyła na polowanie. Zaczaiła się za drzewem. Usłyszała sarnę, więc wyjęła nóż i wyczekała odpowiedniego momentu. Rzuciła nóż. Zwierzyna padła na ziemię. Dobiła je i zaciągnęła na miejsce spotkania. Zobaczyła, że część szałasu jest zrobiona. Zabrała się za rozpalenie ogniska. Ucięła kawałki mięsa i upiekła. Zawołała wszystkich na...na co? Był środek nocy. Ehh...nie ważne na co. Zjedli i zabrali się do dalszej budowy szałasu.

                Nastał ranek. Reszta kontynuowała budowę, a dziewczyny poszły sprawdzić, co pozostało z rezydencji. Ognia już nie było, jednak wszystko zostało spalone, a raczej prawie wszystko. Został tylko kalendarz i zegar wskazujący datę i godzinę z wizji. Było to co najmniej dziwne. Dziewczyny poczuły się obserwowane, Ichigo odruchowo wyciągnęła nóż, który znajdował się w jej kieszeni. Ustały obok siebie tak, żeby obserwować wszystko wokół. Stały tak przez jakiś czas. Nastał moment, w którym na chwilę straciły czujność i...stało się coś, czego się nie spodziewały, a mianowicie...był to atak, wychodzący ze środku koła.

                

czwartek, 21 stycznia 2016

Diabolik Lovers Rozdział 2

Nareszcie udało mi się go napisać. Niestety, wyszedł krótszy niż poprzedni. Miłego czytania^^           

_________________________________________________________________________________


Nadszedł dzień, w którym będzie wystawiane szkolne przedstawienie. Wszyscy byli już w szkole. Ayame i Laito skierowali się na salę gimnastyczną, w której miało ono się odbyć. Na miejscu spotkali innych uczestników. Nie znała nikogo, oprócz kierującego wszystkim Kou. Zaczęło się. Zgasły światła, a na widowni zebrał się tłum uczniów jak i nauczycieli. Zaczęli wychodzić inni i śpiewać. Po każdym występie artyści otrzymywali brawa. Nadeszła kolej na ich występ. Wyszli na scenę. Laito zasiadł do czarnego fortepianu i zaczął grać. Dziewczyna zaczęła śpiewać. Wyszło jej to doskonale. Twarze widowni przybrały lekko zdziwiony wyraz. Po wykonaniu przez nich utworu otrzymali najgorętsze podziękowania, a jedna z występujących wcześniej dziewczyn skierowała swój wzrok w kierunku Ayame i wpatrywała się w nią z zazdrosną miną. Zignorowała to. Po przedstawieniu wszyscy artyści ustali w szeregu i ukłonili się, a następnie rozeszli. Była jeszcze jedna lekcja. Akurat była to historia. Na niej widać było, że wszyscy się nudzą, nawet nauczyciel. Zadzwonił dzwonek. Każdy skierował się ku wyjściu z budynku. Cała rodzinka Sakamakich zebrała się przed szkołą. Wsiedli do limuzyny i ruszyli. W trakcie drogi nikt się nie odezwał. Panowała niezręczna cisza. Po przyjeździe, zjedli obiad i ruszyli w różne strony. Ayame wyszła do ogrodu. Lubiła tam przebywać tylko, że tym razem zamiast Subaru spotkała...Ayato! Siedział na ławce. Usiadła obok niego. Nagle czerwono-włosy złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Chciał ją ugryźć, ale ta zaczęła protestować, a on w końcu dał sobie spokój. ”Chyba nie był taki głodny?” - pomyślała i wróciła do rezydencji. Resztę dnia spędziła w swoim pokoju, czytając książki i rozmyślając nad różnymi sprawami.
                Następnego dnia, a raczej nocy pojechała z Reijim na zakupy. Nie było ich przez około trzy godziny, ale wrócili w kilkunastoma torbami. Zanieśli do kuchni i rozpakowali. Skończyli. Dziewczyna pomogła szykować mu śniadanie. Zrobili i udali się do jego pokoju. Ayame miała wybrać zastawę stołową. Staneła naprzeciwko szklanych kredensów, szukając odpowiedniej. Nagle poczuła ucisk na swoim nadgarstku. Złapał ją za rękę. Przyciągnął ją do siebie, zsunął część czarnego swetra z jej ramienia i wbił swoje kły w jej nagą skórę. Pił ją przez jakiś czas. Przestał już.
 - Co się dzieje? Jest taka słodka. - powiedział, a raczej wyszeptał i powrócił do picia. Skończył już ostatecznie. Wybrali zastawę stołową i poszli wszystko szykować. Wszystko było gotowe. Każdy zasiadł do stołu. Zaczęli jeść. Na śniadanie mieli wiele rzeczy. Zjedli i jak zwykle rozeszli się. Dziewczyna pomogła Reijiemu sprzątać i poszła do pokoju. Ubrała się, zeszła na dół i wszyscy pojechali do szkoły. Lekcje minęły dosyć szybko.

                Wszyscy byli już w domu. Ayame nie wiedziała, co robić. Podszedł do niej Ayato.
 - Ej. Chcesz iść na spacer?
 - No mogę, ale gdzie?
 - A co ty taka ciekawa? Hmm...?
 - Nie twoja sprawa. Mów.
 - Zobaczysz.
 - Pfff... Ok... - Wyszli z rezydencji. Szli przez ciemny las, aż dotarli na łąkę, obok której znajdowało się jezioro. Zatrzymali się. Usiadł na trawie.
 - Siadaj! - zawołał, a ona wykonała polecenie. Siedzieli tak i siedzieli, dopóki nie zgłodnieli. Postanowili wrócić się do rezydencji. Na miejscu Reiji powiedział, że za dziesięć minut wszyscy mają zjawić się w salonie.

                Minął określony czas. Wszyscy byli na miejscu, jednak nikt nie wiedział, w jakim celu są zebrani.
 - Eee... Reiji. Po co nas tu zebrałeś? - zapytał Laito. Reiji trzymając w ręce białą kopertę odpowiedział:
 - Zostaliśmy zaproszeni przez ojca na karnawał. Odbędzie się on jutro o godzinie dwudziestej drugiej.
 - Ja się na to nie piszę! - wykrzyknął Ayato.
 - Ja też jakoś nie chcę, jednak...wiesz jaki jest ojciec? - powiedział Laito.
 - Wiem, ale kto zostanie z Ayame?
 - Ona idzie z nami. - odpowiedział im Reiji.
 - C-Co?! - powiedziała, a raczej wrzasnęła większość.
 - Zgadza się.  - zakończył wszystko wychodzący z salonu szaro-czarnowłosy. Następnie reszta się rozeszła. Została tylko Ayame. ”Hmm...  Czyli idziemy po lekcjach?” - pomyślała. Tak właśnie miało być. Dzisiaj już było po szkole. Dziewczyna poszła do swojego pokoju. Wzięła kąpiel i jak reszta, poszła spać.

                Wstała i zeszła na dół do reszty. Zjedli śniadanie i pojechali do szkoły. Nikt nie wspominał nic o karnawale, co trochę stresowało Ayame. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Minęła pierwsza lekcja. W trakcie przerwy dziewczyna wyszła na korytarz. W trakcie spaceru zobaczyła stojącego, w tłumie dziewczyn Kou. ”No tak, przecież to idol” - pomyślała i odeszła. Szczerze, nie miała ochoty z nim rozmawiać. Tak naprawdę, to w ogóle z nikim nie chciała teraz konwersować. Rozległ się dźwięk dzwonka. Dziewczyna wróciła do klasy. Wszystkie lekcje strasznie się dłużyły. Po zajęciach wyszła ze szkoły. Wszyscy już czekali. Wsiedli do samochodu, a raczej limuzyny i pojechali.

                Po powrocie do domu wszyscy poszli się szykować na karnawał. Dziewczyna ubrała się w granatową sukienkę za kolana, czarne bolerko i szpilki tego samego koloru. Zrobiła sobie delikatny makijaż i włożyła swój ulubiony, srebrny naszyjnik, mający na końcu breloczek w kształcie serca. Była gotowa. Zeszła na dół, gdzie jak zwykle czekali wszyscy. Wszyscy zaczęli znikać. Został tylko Subaru. Poczuła, że złapał ją za rękę i...znalazła się w innym miejscu. Wszyscy stali przed wielką, metalową bramą. Przeszli przez nią. Zaczęli zwiedzać okolicę. W tle słychać było muzykę. Obok nich przechodziło dużo osób. Ayame wyczuwała ich aurę. Wiedziała, że nie są ludźmi, tylko najprawdopodobniej wampirami. Szli, aż nagle zatrzymali się w jakiejś ciemnej uliczce. Widać było, że nikt nie jest zadowolony pobytem w tym miejscu.
 - Ja idę. Muszę załatwić kilka spraw. - powiedział Reiji i zniknął.
 - Ja pójdę poszukać jakichś słodyczy. - odparł Kanato i również zniknął. Zostali w piątkę. Ona, Ayato, Laito, Subaru i...Shuu? ”Gdzie on polazł?” - pomyślała. ”Zapewne poszedł gdzieś i teraz śpi”. Czyli zostali we czwórkę, jednak białowłosy też miał jakąś sprawę i zniknął, co daje trzy osoby. Nikt już nie planował znikać. Ruszyli na tereny karnawału. Aktualnie trwały koncerty. Usiedli przy okolicznym stoliku i kupili sobie coś do picia. Nikt się nie odzywał. Każdy milczał. Nagle na scenę wszedł...Kou! Dziewczyna liczyła, że jej nie zobaczy. Niestety  było inaczej. Stał na scenie i wywołał Ayame do wspólnego śpiewania. Nie była chętna, ale wszystkie spojrzenia skierowane były na nią, a wokół wszyscy wykrzykiwali jej imię, więc musiała iść. Weszła na scenę. Chłopak  podał jej mikrofon. Rozległ się dźwięk muzyki i zaczęli śpiewać. Ich występ trwał około pół godziny.  Zeszła ze sceny, ale nie mogła nikogo znaleźć, więc usiadła do pierwszego lepszego, pustego stoliku. Siedziała znudzona. Nagle podszedł do niej Shin...Tsukinami Shin.
 - Ładny występ! -powiedział.
 - D-dzieki.
 - Mogę się dosiąść, nie?
 - Tak, siadaj.
 - Czemu siedzisz tak sama?
 - A nie wiem. Cała szóstka mnie zostawiła.
 - A więc jesteś tutaj z braćmi Sakamaki?
 - Tsaa...Niestety.  - odpowiedziała. Rozmawiali dalej, dopóki Shin nie oznajmił, że czeka na niego brat. Odszedł i znowu została sama, jednak nie trwało to długo. Przyszli wszyscy i oznajmili, że muszą iść, jednak nagle scena stanęła w ogniu, a jej odłamki strzelały gdzie popadnie.
 - Zabierzcie Ayame! - wrzasnął Reiji. Laito tak zrobił. Przeteleportował siebie i ją do domu, po czym sam wrócił do reszty. Większość osób zaczęła uciekać. Razem z nimi zostało tylko dwanaście osób. Oni, czyli bracia Sakamaki, gdzieś dalej była  czwórka braci Mukami a na końcu dwójka braci Tsukinami. Widać było, że każdy był zdziwiony zaistniałą sytuacją. Chody na ten karnawał od dobrych paru lat, ale nigdy taka sytuacja nie miała miejsca. Nie wiedzieli, co mają zrobić. Nie było możliwości ugaszenia tego, ponieważ rozeszło się to na około dziesięć okolicznych budynków. Z powodu niemocy wszyscy zaczęli teleportować się do własnych domów. Ayame wyczekiwała ich z niecierpliwością i wrócili. Na szczęście nic nikomu się nie stało.
                Każdy poszedł do swojego pokoju. Dziewczyna najpierw zrobiła sobie herbatę i poszła do ogrodu. Nikogo tam nie było, więc miała spokój. Na dworze panowała noc. Na niebie był księżyc w kształcie rogalika. Ayame wypiła herbatę i poszła do swojego pokoju, jednak w nim czekał już...Ayato.
 - Ej...Daj mi się napić. Jestem głodny.
 - Nie! Idź stąd!
 - Pff...Nie będziesz rozkazywać Ore-sama. - powiedział, złapał ją za rękę i przycisnął do ściany. Przysunął swoją głowę do jej szyi i wbił swoje białe kły w jej nagą skórę. Pił jej krew, dopóki stwierdził, że wystarczy. Jakoś nie było mu na rękę zajmowanie się nieprzytomną dziewczyną. Skończył. Odszedł od niej i wytarł ręką wypływającą z kącika jego ust krew. Następnie wyszedł z jej pokoju.


                

piątek, 15 stycznia 2016

11. Miłość? Wizja?

 Udało mi się napisać. Poprzedni rozdział był dziewiątego stycznia, więc jakiś czas temu. Miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


- Sara? T-to n-naprawdę ty? - zapytała z niedowierzeniem Ichigo.
 - No, a kto? Powiedz, jak tu trafiłaś?
 - To długa historia, a co z tobą? Co ci się stało i to samo, jak tu trafiłaś?
 - Jeszcze dłuższa. Opowiem kiedy indziej.
 Dziewczyny skończyły rozmowę...chociaż nie, nie skończyły, ktoś im przerwał. Kto to mógł być? No tak. Chłopcy przyszli, a dokładniej Ben i Jeff. Cóż...musiały do nich iść. Wszystko przez Walentynki. Ichigo poszła z białoskórym chłopakiem. Skierowali się do salonu. Tam spotkali Eyeless Jacka i ClockWork, którzy najwyraźniej rozmawiali na dosyć osobiste tematy, więc postanowili opuścić to pomieszczenie. Udali się więc do jej pokoju. Usiedli i zaczęli rozmawiać. Owa konwersacja trwała bardzo długo, jednak dla nich było to dziesięć minut. Kiedy schodzili na dół Jeff zaprosił ją na...randkę? Tak, chyba tak. Miał to być spacer w trakcie jutrzejszej pełni księżyca. Ona oczywiście, zgodziła się. Nie mogła się doczekać tego spotkania. Na samą myśl o tym czuła dreszcze, ale nie ze strachu. Ze szczęścia. Wróciła do pokoju i od razu usnęła. Powróciło coś, o czym dawno zapomniała. Kolejna wizja. To, co działo się w jej umyśle...nie wiedziała, co o tym myśleć. Wyglądało to tak. Noc, pełnia księżyca, okolica spowita ciemnością, brak możliwości zauważenia kogokolwiek i czegokolwiek. [...] Woda, brak możliwości złapania tchu, panika i koniec. Obudziła się z krzykiem. Przechodziły ją ciarki. Nie chciała tego przeżywać. Nie teraz. Nie, kiedy ma iść na pierwszą w swoim życiu randkę. Nagle do jej pokoju wbiegli wystraszeni i chyba zamartwieni mieszkańcy rezydencji. Nie było tylko Toby`ego, Masky`ego i Hoodi`ego. Każdy wypytywał, co się stało. Slenderman powiedział, żeby po śniadaniu przyszła do jego pokoju i kazał wszystkim opuścić pokój. Sam też to zrobił. Dziewczyna wzięła zimny prysznic, ubrała się i zeszła na dół. Przygotowała sobie płatki z mlekiem. Zjadła i udała się do pokoju Slendermana. Jak to zwykle bywało Ichigo opowiedziała mu wizję ze szczegółami i wyszła. Niecierpliwie, ale ze strachem czekała na pełnię księżyca. W trakcie niej miała odbyć się randka i istniały wiedziała, że są szanse na sprawdzenie się tej wizji.
                Wieczór, a dokładnie noc. Ichigo spotkała się z Jeffem przed rezydencją. Ruszyli do lasu. Chłopak złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Szli tak pomiędzy drzewami, które oświetlał pełny księżyc. Noc była piękna. Spacerowali tak, aż przeszli cały las. Wyszli z niego. Puścili się i ustali w normalnej odległości od siebie. Nagle cos wbiegło na dziewczynę i popchnęło ją. Wpadła do...do studni! Wypełniona była wodą, a ona nie pływała zbyt dobrze. Topiła się. Wiedziała, że wizja się spełnia. Znajdowała się w niej przez długi czas, była roztrzęsiona, przestraszona, bała się śmierci. Nie chciała umierać. Nagle do wody wskoczył Jeff i wyciągnął ją na powierzchnię. Była mu niezmiernie wdzięczna. Podeszła do niego, nachyliła się i musnęła swoimi wargami jego. On to odwzajemnił. Ona odskoczyła. Przeprosiła go, jednak powiedział, że nic się nie stało i tym razem on zrobił to samo, tylko ta chwila trwała dłużej. Objął ją i stali tak w pełni księżyca. Nie chcieli tego kończyć, jednak musieli. Wrócili do domu przytulając się.

 - Oooo. Gołąbki już wróciły? - powiedziała złośliwie PhoneCall. Oni ją zignorowali. Poszli do salonu, włączyli film, usiedli na kanapie pod kocem przytulając się i oglądając włączoną projekcję. W połowie seansu do pokoju weszli ClockWork i Eyeless Jack. Powiedzieli, że oficjalnie są parą. Żeby to uczcić zrobili imprezę, która trwała do białego rana.
                Następne dni mijały normalnie. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Żadnych wizji. Nic podejrzanego i nie zapowiadało się na to. Ichigo obudziła się, ale nie wstała, lenistwo ją dopadło, więc postanowiła poleżeć jeszcze w łóżku. Na szczęście nikt zmartwiony nie wparował do jej pokoju, co się czasami zdarzało. Zza okna słychać było dźwięki spadających kropli deszczu, oraz co jakiś czas grzmoty spowodowane burzą. Dziewczyna bała się, więc ubrała się, wzięła swój ulubiony koc i zeszła na dół, gdzie siedzieli wszyscy. Usiadła na kanapie, okryła się i tak siedziała, dopóki nie podszedł do niej Jeff.
 - Boisz się? - zapytał.
 - Um...Tak. - odpowiedziała mu. Usiadł obok niej i ją przytulił.
 - To teraz już nie będziesz. - powiedział...troskliwie? Hmm...chyba tak. Siedzieli tak jakiś czas. Ichigo nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Randka, pocałunek, przytulanie się? Przecież nie byli parą. A może byli? Raczej nie. Zaczęła się zastanawiać, czy coś do niego czuje. Po przemyśleniach wyszło na to, że coś tam może być.
               
                Skończyła się burza. Podziękowała mu za to, że siedział przy niej. Wzięła koc i go zaniosła. Zeszła na dół, pooglądać telewizje i porozmawiać z innymi. Miała ochotę pograć w gry, ale nie mogła z Benem. On cały czas konwersował z PhoneCall. Został Silver. Podeszła do niego i zapytała, czy chciałby z nią pograć. Nie miał nic przeciwko. Grali tak przez pół dnia, ale dla nich było to dziesięć, piętnaście minut? Coś koło tego. Skończyli i poszli na obiad, a raczej kolację. Wszyscy zjedli i poszli w zupełnie inne miejsca. Ichigo najpierw porozmawiała z dziewczynami, potem wykąpała się i poszła czytać książkę. Skończyła bardzo szynko, więc nie miała co robić. Poszła spać.

                Kolejna noc. Kolejna wizja. W niej miała na palcu serdecznym pierścionek, ale nie widziała, jaki. Była szczęśliwa. Tylko czemu? Co się stało? Tego miała nadzieję wkrótce się dowiedzieć. Obudziła się, lecz normalnie, nie tak jak to bywało w przypadku poprzednich wizji. Nie wiedziała co robić, więc została na łóżku i rozmyślała. Nad czym? Nad wizją.

czwartek, 14 stycznia 2016

Diabolik Lovers Rozdział 1

Rozpoczynam właśnie nową serie. Będzie ona razem z historią o Ichigo i Jeffie główną. Liczę, że przyjmie się miło. Dodam, że seria nie jest powiązana z anime. Tak, będą czasami jakieś wątki z niego, ale 99% będzie wymyślana przeze mnie. Ja już nie przynudzam i życzę miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


Letnie popołudnie. Nieposiadająca rodziny, mieszkająca sama Kamisaka Ayame. Aktualnie ma siedemnaście lat. Jej włosy są w ciemnobrązowym kolorze. Ma 163 cm wzrostu. Dobra...to nieistotne.
Dzień w szkole minął jej szybko. Wróciła do domu, zjadła obiad, wzięła swój czarny notes i poszła do biblioteki, żeby zapisać materiał na projekt. Miasto było delikatnie osłonięte mrokiem, co jakiś czas pojedynczy samochód przejeżdżał przez ulicę. Idąc, słuchała muzyki. ”Ok, jestem” - pomyślała i weszła do budynku. Nagle zobaczyła, że sześć par męskich oczu intensywnie się w nią wpatruje. Cała biblioteka była zajęta, więc musiała dosiąść się do nich. W końcu było to jedyne wolne miejsce. Podeszła do nich. Zapytała, czy może się dosiąść. Odpowiedział jej nastolatek, wyglądający na około osiemnaście lat, jego kolor włosów był...można powiedzieć, że ciemnoszary lub jasnoczarny. Nosił on okulary. Powiedział jej, że nie ma problemu. Usiadła. Podeszła do niej bibliotekarka pytając, czego potrzebuje.
 - Jeżeli są, to jakieś książki z opisem, bądź charakterystyką wampirów.
Kiedy to powiedziała poczuła na sobie czyjś wzrok. Tym razem był to czerwono-włosy chłopak. Zdawało jej się, że był w podobnym wieku do szaro-czarnowłosego. Zobaczywszy, że ta spojrzała się na niego, natychmiast skierował spojrzenie w inne miejsce. Pracownica podała jej materiały. Dziewczyna wyjęła swój notes, zaczęła przeglądać notes i zapisywać informacje. Dosyć długo panowała cisza, którą ktoś zakłócił. Białowłosy wstał i powiedział, że ma dość. Następnie wyszedł. Ten, w okularach przeprosił za niego i zaczął nawiązywać rozmowę.
 - Czy mogę wiedzieć, jak się nazywasz? - zapytał.
 - Ayame.
 - Ja jestem Reiji.
 - Ayato - dodał czerwono-włosy.
 - Shuu - wtrącił pomarańczowo-włosy.
 - Kanato - wypowiedział fioletowo-włosy.
 - Ja jestem Laito. Ten, co wyszedł nazywa się Subaru. - powiedział ściszonym głosem pomarańczowo-włosy.
Poznała imię każdego. Zapytali, do czego potrzebuje informacji o wampirach. Odpowiedziała im na te i na kolejne pytania. Wszyscy, razem z Ayame skierowali się do wyjścia. Reiji postanowił, że ją odprowadzą. Nie miała nic przeciwko. Wracali otulonymi mrokiem ulicami, na które gdzieniegdzie padało światło latarni. Nim się spostrzegli, byli na miejscu. Podziękowała i zaczęła kierować się do swojego domu. Wchodząc do klatki, usłyszała czyjś głos. Laito krzyczał coś, ale niezbyt zrozumiała, co.  Kiedy była już w mieszkaniu zabrała się za robienie projektu. Siedziała nad nim do około pierwszej w nocy. Skończyła go robić i poszła spać. Spała i spała. Nagle usłyszała dźwięk dzwoniącego budzika. Sięgnęła ręką pod poduszkę, w poszukiwaniu telefonu. Znalazłszy go, wyłączyła budzik. Wstała i zaczęła się szykować. Wyszła do szkoły. To samo trwało przez następne dni, aż do piątku. Pani nie przyjęła od niej projektu o wampirach. Powiedziała, żeby zrobiła jeszcze jeden. Znowu udała się do biblioteki. Spotkała tam Ayato.
 - Znowu ty? - zapytał. W jego głosie słychać było dziwny, bliżej nieokreślony ton.
 - Coś w tym złego?
 - Nic. Jak chcesz, to możesz usiąść ze mną.
Zgodziła się. Poprosiła o te same materiały.
 - Znowu to samo?
 - Tsssaa... Babka nie przyjęła mojego projektu.
 - Heh... Rozumiem. Lubisz wampiry?
 - Tak. Lubię czytać różne książki, oglądać filmy i anime o nich.
‘’Hmm... Ciekawa jest” - pomyślał chłopak.
 - Ayame. Ile masz lat?
 - Siedemnaście, a ty?
 - Hmm... Ja też. -  ‘’Ciekawe, co o niej powiedzą?”
- Mogę ci coś, ten...pomóc.
 - Jak masz czas, to jasne.
 Pomógł jej, a następnie odprowadził do domu. Była mu wdzięczna, więc pozwoliła mu do niej przyjść. Odmówił. Pożegnali się i dziewczyna wróciła do domu. Poszła do kuchni i zrobiła płatki na mleku. Mleko jej się kończyło, więc jutro będzie musiała pójść na zakupy. Po posiłku poszła spać. Następnego dnia była zajęta dekoracją projektu. Dopiero wieczorem wyszła do sklepu. Błądziła pomiędzy regałami w poszukiwaniu potrzebnych produktów. Kiedy miała już wszystko, podeszła do kasy i zapłaciła. Wyszła ze sklepu i wracała z powrotem. W połowie drogi poczuła, że ktoś ją obserwuje. Przyśpieszyła kroku, lecz nie mogła pozbyć się tego wrażenia. Po chwili zignorowała to. Nagle poczuła na sobie czyjąś dłoń. Ktoś złapał ją w talii i przyciągnął do siebie, następnie poczuła ukłucie w szyi. Zaczęła upadać, nie miała na nic siły. Nie mogła się ruszyć, ani nic powiedzieć. Upadła w ręce napastnika i zemdlała.
                Obudziła się. Zobaczyła, że nie jest u siebie w domu. Leżała na dwuosobowym łóżku, naprzeciwko niej było lusterko. W pomieszczeniu znajdowały się różne szafki i biurko. Ściany były koloru szarego, a podłoga była wyłożona czarnymi, drewnianymi panelami. Podniosła się, ale nie wstała. Cały czas siedziała. Zobaczyła, że w jej pokoju stoi sześć osób. Były to te osoby, które poznała w bibliotece.
 - C-co się dzieje?! Gdzie ja jestem?!
 - Spokojnie. Nie krzycz tak. - próbował ją uspokoić czerwono-włosy.
 - Powiedzcie mi, gdzie ja jestem?
 - Ehh... - westchnął Reiji. - Naprawdę jesteś taka głupia? Nie rozumiesz, gdzie jesteś? - dodał.
 - Domyślam się, że w waszym domu.
 - Raczej rezydencji - dodał Laito, który siedział na łóżku.
 - To teraz mi wytłumaczcie, dlaczego ja tu jestem?
 - Nie. - odpowiedział szaro-czarno-włosy.
 - Dlaczego?
 - Nie musisz wiedzieć.
 Wszyscy poszli do szkoły. Ayame została w domu z Ayato. On siedział w swoim pokoju, zaś ona brała właśnie kąpiel. Skończyła i wyszła z łazienki. Poszła do swojego pokoju. Czekał na nią czerwono-włosy. Podszedł do niej. Skierował głowę w okolice jej szyi i wbił w nią swoje wampirze kły. Ta nie wiedząc, o co chodzi wyrwała się. W wyniku tego zrobił jej się długi ślad.
 - Co ty robisz?!
 - Jestem  głodny.
 - Jak to głodny?! Jesteś wampirem?
 - No, a jak ci się zdaje?
 Złapał ją za rękę i przewrócił na łóżko. Ponownie wpił się w nią. Pił i pił jej krew.
 - Dziwne - wyszeptał
 - Jeszcze nigdy nie piłem tak dobrej krwi. - i zaczął pić dalej. Skończył w takim momencie, żeby nie zemdlała. Nie chciał się nią zajmować. Powiedział jej przy okazji, że jutro także idzie do szkoły. Nocnej szkoły. Ayame chcąc nie chcąc nie mogła uciec. Każdy z wampirów posiadał umiejętność teleportacji, nadludzkiej siły oraz biegali w zastraszającym tempie. Musiała przestawić się na ich tryb.
                Zeszła na dół. Wszyscy wrócili. Reiji podał jej mundurek, który miała jutro założyć do szkoły. Zaniosła go do pokoju i wróciła. Zasiedli do obiadu. ‘’Obiad w środku nocy...Fajnie” - pomyślała, następnie sięgnęła po kotleta. Kiedy każdy skończył jeść odeszli od stołu. Dziewczyna poszła do ogrodu i zastała tam Subaru. Usiadła obok niego, jednak nikt nic nie mówił. Wstała i chciała wrócić do rezydencji, bo zrobiło się zimno, ale poczuła na sobie czyjąś dłoń. Białowłosy przyciągnął ją do siebie, wbił swoje kły w jej szyję i pił jej krew. Jego reakcja była taka sama jak Ayato. ”Co jest z moją krwią? Jest aż taka dob...” - tyle zdążyła pomyśleć nim zemdlała. Subaru zaniósł ją nieprzytomną do jej pokoju, położył na łóżku, przykrył i wyszedł.
                Obudziła się, była zdezorientowana, ale chwilę później przypomniała sobie wszystko. Zeszła na dół. Musiała się napić. Kiedy to zrobiła, wróciła z powrotem do pokoju, jednak był tam Ayato.
 - Zrób mi Takoyaki.
 - Jezuuuu.... Zrób sobie.
 - Ej, ej... Troszkę grzeczniej do Ore-sama.
 - A co, jeżeli nie?
 - Zmuszę cię do tego siłą. Dobra, chodź mi zrób te Takoyaki.
 - Pffff... Chyba nie mam wyjścia. - powiedziała i zeszła z nim do kuchni. Zrobiła mu to, o co prosił, a w zamian dostała od niego kilka. Zjedli i wrócili do swoich pokoi. Za półtorej godziny szkoła. Dowiedziała się, ze będzie w klasie z Ayato, Laito i Kanato. Dziewczyna wzięła prysznic, ubrała się i zobaczyła w swoim pokoju tego pierwszego. Usiadła na łóżku i zapytała, po co przyszedł. On nie odpowiedział. Podszedł do niej i stał, aż nagle wbił swoje kły w jej pogryzioną szyję. Nie wyrywała się. Wiedziała, że będzie jeszcze gorzej. Skończył i ustał w niewielkiej odległości od jej łóżka. Ona wpatrywała się w jego oczy. Miał niesamowity kolor tęczówek. W dwóch odcieniach zieleni. Chwile później zeszli na dół. Musieli iść do szkoły. Na dole byli już wszyscy. Wsiedliśmy do samochodu, a raczej limuzyny i pojechaliśmy. Minęła pierwsza lekcja. Ayame poszła zwiedzić szkołę. Zobaczyła blondyna, który był oblegany przez tłum dziewczyn, jednak zauważył ją i uśmiechnął się. Ona to odwzajemniła i ruszyła dalej. Shuu jak zwykle spał. Tym razem na schodach. Rozległ się dźwięk dzwonka. Minęły wszystkie lekcje. Wychodząc ze szkoły spotkałaś tego samego chłopaka, którego widziała na korytarzu, jednak zignorowała go. Wszyscy na nią czekali. Wrócili do domu. Jak zwykle pora na obiad, jednak Reiji wyjątkowo długo wybierał zastawę stołową. Miał fioła na ich punkcie. Dziewczyna nie miała co robić, więc poszła do Shuu, który akurat nie spał, co rzadko się zdarzało. Zaczęła z nim rozmawiać. Po krótkiej konwersacji poszedł spać. Zdziwiła się, że on nie chciał pić jej krwi. Dowiedziała się, że Jest on najstarszy, zaraz po nim Reiji, Laito, Kanato, Ayato i na końcu Subaru.
                Dni mijały jej spokojnie, dopóki w szkole nie została poproszona o wzięcie udziału w apelu. Nie miała wyjścia, musiała się zgodzić. Miała wykonać z Laito piosenkę. On grałby na fortepianie, zaś ona śpiewała. W domu spotkali się na próbę.
 - Jesteś gotowa? - powiedział dosyć dziwnym tonem.
 - No jasne!
 Próba trwała jakiś czas. Ayame wróciła do swojego pokoju i położyła się. Zaczęła rozmyślać o wszystkim. Miała wrażenie, że może zaakceptowała wszystko. Pytanie jest jedno. Dlaczego ona? Z jakiego powodu? To w sumie dwa pytania. Nagle usnęła. Nic jej się nie śniło.
Obudziła się. Na jej łóżku siedział Laito. Trzymał jej nogę i wbił swoje kły w jej udo.
 - Tsh... - jęknęła z bólu, a może z zaskoczenia?
Kiedy skończył ją pić zniknął. Zapewne się teleportował. Dziewczyna zignorowała to. Codziennie była świadkiem takich sytuacji. Poszła wziąć prysznic, zjadła śniadanie i poszła do ogrodu. Lubiła tam przesiadywać. Róże tworzyły przyjemną atmosferę, oraz w powietrzu można było wyczuć ich zapach. Siedziała tam dobre pół godziny, dopóki nie przyszedł Reiji i nie powiedział, że ma się szykować do szkoły. Dzień w szkole mijał tak, jak zawsze. Nie spotkała nigdzie blondyna. Była już w domu. Powtarzała wszystkie czynności. Po zakończeniu wszystkiego poszła na kolejną próbę do Laito. Wszystko wychodziło im idealnie. Byli gotowi na występ, który miał odbyć się pojutrze.
                Kolejny wieczór, kolejne wyjście do szkoły. No tak, dzisiaj po lekcjach próba. Pierwsza lekcja to historia. Po niej, na przerwie dziewczyna błądziła po korytarzu. Nagle podszedł do niej blondyn.
 - Cześć - powiedział wesołym tonem, uśmiechając się.
 - Cześć. Jestem Ayame.
 - Kou. - uśmiech nie znikał mu z twarzy.
 - Z której klasy jesteś? - zapytał.
 - Ja. Z drugiej.
 - A ja z trzeciej. Um...przepraszam, muszę już iść.
 - Ja także. Do zobaczenia!
Pożegnali się. Dziewczyna poszła na lekcję. Tym razem był to angielski. Była z niego bardzo słaba. Najlepszą osobą w jej klasie z tego przedmiotu był Tsukinami Shin. Niestety nie znała go, tak samo jak większości klasy, ale podobno nie miał najlepszych relacji z rodziną Sakamakich. Ehh... Nie ważne. Minęły wszystkie lekcje. Nadszedł czas na próbę.  Znalazła Laito i razem poszli. Występem kierował...Kou.
 - Ooo... Ayame-kun! - zawołał, uśmiechając się.
 - Cześć Kou! Co tutaj robisz?
 - A nic... Kieruję tym przedstawieniem? A ty co tu robisz?
 - Biorę udział w przedstawieniu. Razem z Laito śpiewam piosenkę. - powiedziała, wskazując na pomarańczowo-włosego.
 - Powodzenia! - powiedział i odszedł.

Laito zadawał jej pytanie skąd ona go zna i takie tak. Opowiedziała mu, co i jak. Teraz była ich kolej. Skończyli i Kou pozwolił im już iść. Wrócili we dwoje do domu. Szczerze, to nikt nie zauważył, że przyszli, więc rozeszli się do swoich pokoi. Ayame poszła do łazienki.Miała ochotę na długą kąpiel...i taką właśnie wzięła. Nie mogłoby obyć się bez pianki. Kiedy skończyła położyła się i zaczęła czytać książkę. Nim się spostrzegła, a już ją przeczytała. Odłożyła ją i zaczęła nad wszystkim rozmyślać. Nie żałowała, że tu trafiła, tylko irytowało ją te gryzienie, ale trudno. Leżąc tak, nagle usnęła. Spała tak przez kilka dobrych godzin.

niedziela, 10 stycznia 2016

Bonus I - Historia PhoneCall

Historia PhoneCall zakończona. Siedziałam nad nią trochę czasu i napisałam. Od razu mówię, że owe opowiadanie nie jest creepypastą. Jej celem nie jest wzbudzenie strachu u czytelnika, a przedstawienie historii wymyślonej przeze mnie postaci, a oprócz tego ma przedstawić, w jaki sposób stała się morderczynią i w jaki sposób zabija. Jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się, w jaki sposób trafiła do domu, w głównym opowiadaniu, oraz jak przed tym wydarzeniem wyglądało jej życie i domek w lesie, to proszę o informację w komentarzu, jeżeli ktoś będzie chciał, to możliwe, że postanie kolejny bonusik. Teraz bez zbędnego pisania, życzę miłego czytania^^
_________________________________________________________________________________
Sara Parker, zwyczajna nastolatka XXI wieku, a przynajmniej tak jej się wydawało. Aktualne czasy - era nowoczesnej technologii. Czy w dzisiejszych czasach jest ktoś, kto nie posiadałby przykładowo smartfona? Raczej nie ma.
                W pokoju słychać było irytujący dźwięk budzika, który obudził szesnastoletnią dziewczynę. Z niechęcią wstała i jak zwykle, zadzwoniła do koleżanki, która nazywała się Ichigo. Rozmawiała z nią długi czas, w końcu uwielbiała to robić w każdej wolnej chwili. Można powiedzieć, że była uzależniona od rozmów telefonicznych. Kiedy to robiła, to nikt nie był w stanie jej przerwać, każdy bał się konsekwencji. Zakończyła połączenie i poszła się szykować. ”Gotowa!” - powiedziała, po czym wyszła. Dzień w liceum był jak zwykle nudny. Po lekcjach miała trening samoobrony w szkole. Kiedy go zakończyła, ruszyła do domu. Tak, jak zawsze w drodze powrotnej prowadziła rozmowę z Ichigo. Tak mijały jej dni, aż do pewnego czasu.  Pewnego dnia wszystko było inaczej. Jej przyjaciółka po raz pierwszy nie odebrała od niej połączenia. Sara czuła narastający niepokój. Od czterech lat dzwoniła do niej codziennie i ta za każdym razem odbierała. Co było innego w dzisiejszym dniu? Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, jednak musiała znowu iść do nudnej szkoły. Wyszła ze swojego pokoju i zeszła po schodach w dół, ale nikogo nie było w domu. Gdzie byli rodzice? Zostawili przygotowane śniadanie z dołączoną karteczką - ”Musieliśmy iść wcześniej do pracy”. Nigdy to się nie zdarzało. Była niespokojna, ale z powodów odgórnych musiała iść do szkoły. Po drodze nie mogła dodzwonić się do koleżanki, której także nie było w szkole. Nigdy się to nie zdarzyło, żeby Ichigo bez poinformowania Sary opuściła lekcje. Było to co najmniej dziwne. Następnego dnia wszystko wróciło do normy. Podobna sytuacja zdarzała się raz na tydzień, zawsze w piątek, jednak nie trzynastego. Jeżeli był to piąty dzień tygodnia, to wszystko wracało do normy, co nie było normalne. Dziewczyna postanowiła nie przyjść do szkoły w czwartek i przeanalizować wszystko, co wie i wyciągnąć wnioski oraz znaleźć rozwiązanie. Niestety, sytuacja nie miała żadnej konkretnej przyczyny, co było bardzo dziwne. Cztery lata, a tu nagle taka sytuacja.
                Dzień dzisiejszy - piątek trzynastego. Piątek, w którym wszystko powinno być normalnie. Właśnie...powinno. Sara jak zwykle niechętnie wychodziła z domu. Lekcje były nudne. Tygodnie dla dziewczyny były monotonne. Pragnęła zmian, jednak dzień wyglądał jak co dzień. Ichigo była w szkole, ale siedziała sama, ignorowała wszystkich, była nieobecna. W dni inne niż piątki zawsze taka była. Rozmawiała z Sarą tylko przez telefon, a kiedy ta pytała, co się dzieje to ona najzwyczajniej w świecie się rozłączała. Ten piątek trzynastego wyglądał, jak każdy inny, przynajmniej na początku taki był. Wracając ze szkoły klasycznie rozmawiała z Ichigo przez telefon. Idąc tak usłyszała czyjeś kroki. Ktoś ją śledził. Wyczuwała jego aurę, jego bicie serca, było przyśpieszone, w dodatku był to chłopak, który trzymał nóż. Historia ta powtarzała się w każdy piątek trzynastego, tak jakby Sara wpadła w pętlę czasową. Po jakimś czasie znowu czuła tą monotonię, ale dziwne było to, że nie słyszała bicia serca innych, tylko tego chłopaka. Nikogo więcej. Czy to dobrze? Czy raczej źle? Sama nie wiedziała.
                Czwartek. Zwykły czwartek. Sara na kolanach miała położonego laptopa. Postanowiła poszukać informacji na temat tak zwanej pętli czasu. Dowiedziała się, że zdarzają się takie rzeczy, jednak ciężko jest się z tego wyrwać i najprawdopodobniej takie przypadki są kontrolowane. Zamknęła laptopa. Kto kontrolował jej życie? Kim był ten ktoś? Kolejne pytanie, na które nie znała odpowiedzi. Zaczęła się zastanawiać, jak wyrwać się z tej pętli. Wpadła na pewien pomysł, jednak musiała poczekać do następnego piątku trzynastego, żeby móc to zrealizować.
                Piątek trzynastego. Sara jak zwykle robiła to, co zawsze. Szkoła, dodatkowe zajęcia i czas na powrót. Miała plan. Słysząc idącego za nią chłopaka z nożem w ręku postanowiła, że odwróci się i zabierze mu nóż, lecz wszystko potoczyło się inaczej. Nóż ruszył, leciał wycelowany prosto w jej serce. Przed wbiciem się złapała go i...no właśnie, co? Poczuła, że nie ma kontroli nad ciałem. Upuściła nóż, a chłopak go podniósł i uciekł. Próbowała coś powiedzieć, poruszyć się, ale nic z tego. Co to było? Czym sobie na to zasłużyła? Dlaczego nie może zmienić przebiegu tego nudnego życia? Codziennie dochodziły nowe pytania, a odpowiedzi nadal brak.
                Sytuacja powtarzała się kilka miesięcy. Jak zwykle, próba przebiegu kończyła się tym, co zawsze, czyli brakiem możliwości ruchu. Sara nie mogła nic na to poradzić. Czekała tylko na piątek trzynastego, aby coś się zmieniło. Taki dzień mógłby być jutro.
                Wyczekiwany przez dziewczynę piąty dzień tygodnia. Liczyła, że dzisiaj coś się zmieni. Dzień w szkole - taki sam. Zajęcia dodatkowe - takie same. Powrót ze szkoły. Chłopak rzucający nóż, który Sara łapała. Nagle...Wszystko się zmieniło. Poczuła wibracje w kieszeni. ”Ichigo?” - pomyślała, po czym spojrzała na ekran telefonu. ”Tak!” - dodała. Odebrała. Podczas rozmowy upuściła nóż i postanowiła wrócić do domu. Chłopak rzucił nóż, celując w jej ucho. Postanowił przerwać jej połączenie. Udało mu się. Sara poczuła narastający gniew. Kto ośmielił się jej przerwać rozmowę? Kto? Jej telefon upadł na kamieniste podłoże, które przy okazji uszkodziło ekran jej telefonu. Teraz, to już się wkurzyła. Wzięła nóż leżący na ziemi. Z niesłychaną prędkością podbiegła do chłopaka i zaczęła kaleczyć jego rękę. Wiedziała, że nie powinna. Chciała przerwać, ale widok lejącej się krwi i ta woń unosząca się w powietrzu oraz jego krzyk. Napawała się tym. Czuła radość. Wybuchła psychopatycznym śmiechem. Chłopak był przestraszony, próbował uciec, lec z ona zbyt mocno go trzymała. Za to, że przerwał jej połączenie postanowiła go zabić. Tylko jak? ”Na pewno będzie boleśnie” - pomyślała i znowu, z jej ust wydobył się niekontrolowany, przeraźliwy śmiech. Najpierw wzięła i końcem noża przejechała mu po szyi, następnie zaczęła odcinać mu palce u dłoni, potem u nóg. Słyszała jego krzyki, czuła ten zapach krwi. Dawało jej to radość, a zabójstwo satysfakcje. Zrozumiała, że uwielbia zabijać oraz, że jest psychopatyczną sadystką. Kiedy chłopak stracił wszystkie palce odcięła mu ręce, nogi i wydłubała oczy. Po tym wszystkim ostrym końcem noża wycięła mu na brzuchu jej numer telefonu. Skończyła. Zanim odeszła powiedziała ”Połączenie zakończone” (ang. This call is end). Codziennie wieczorem wychodziła z domu i zabijała innych w podobny sposób.
                Pewnego poranka jej rodzice zobaczyli, że coś z nią jest nie tak. Przerwali rozmowę Sarze, która prowadziła konwersacje przez telefon z Ichigo. Wkurzyła się. Gniew wypełniał ją całą. Postanowiła ich ukarać. Zabiła ich, tak jak zawsze to robiła. Po tym postanowiła nadać sobie nazwę. ”PhoneCall. Brzmi idealnie” - powiedziała i zadzwoniła do koleżanki. Powiedziała jej, że to koniec z ich przyjaźnią i uciekła do lasu. Tam zamieszkała sama w małym mieszkaniu. Daleko od wszystkich.

sobota, 9 stycznia 2016

10. To ona?

Wiem, że jest bardzo krótki, jednak w związku z bonusem, który będzie historią PhoneCall musiałam to napisać. Zwłaszcza końcówkę, ponieważ będzie to grało rolę w dalszych rozdziałach oraz wcześniej wspomnianym bonusie, który jest już w trakcie pracy. Miłego czytania tego króciutkiego rozdzialiku^^
          
_________________________________________________________________________________


Przez najbliższe dni, dziewczyny często rozmawiały. Uwielbiały spędzać czas w taki sposób. Wizje Ichigo ustały. Nie miała ich przez cały tydzień. "Czy to już koniec? Nie będzie ich więcej?" - myślała. "Chociaż, może to i lepiej". Nadszedł dzień, którego wszystkie się obawiały. Były to Walentynki. Wydarzenie samo w sobie nie było złe, ale dowiedziały się od Slendermana o tradycji obchodzenia tego dnia. Po pierwsze - TRZEBA dać komuś czekoladkę. Po drugie - trzeba stosować się do pierwszej zasady. Nie wróżyło to najlepiej dla żadnej z nich, ale mus to mus. Zabrały się za robienie czekoladek. Wyszło dla każdej z nich po jednym, dużym, czekoladowym sercu. Nadeszła pora na spotkanie w salonie. Tradycja mówiła, że chłopacy nie dają czekoladek. Może nawet lepiej, że nie dają. W końcu jest różnica w liczbie osób danej płci. Dziewczyny musiały podarować komuś czekoladkę. Pierwsza była Ichigo. Niepewnie podeszła do Jeffa i podała mu czekoladkę. On ją przytulił i wyszeptał - "Dziękuję". Następna w kolejności to ClockWork. Niechętnie wstała z fotela i podeszła do chłopaka w niebieskiej masce, którym był Eyeless Jack. Był zdziwiony. Nie liczył na nic, bo na co? Wręczyła mu podarunek i powiedziała tak, żeby inni nie słyszeli - "Proszę, mam nadzieję, że się cieszysz". "Bardzo" - odpowiedział jej. Trzecią i ostatnią osobą była PhoneCall. Zmuszona podała czekoladkę Benowi. "Oooo... Dziękuję." - powiedział. "Jak to się skończy, to może w coś pogramy?" - dodał szeptem. Zgodziła się. Wszystkie były zajęte rozmową z osobami, którym podarowały...co podarowały? Swoje uczucia. Rozmowy tych trzech par toczyły się godzinami. Eyeless Jack i ClockWork poszli po nerki, Jeff z Ichigo na spacer, na końcu Ben razem z PhoneCall poszli w coś pograć. Dzień minął im bardzo przyjemnie. Okazało się, że wszyscy byli zaskoczeni, tym, że z pośród tylu osób one wybrały akurat ich. Kiedy wszyscy wrócili, to postanowili się rozejść. PhoneCall zawołała Ichigo, żeby porozmawiać. Nagle ze strony tej pierwszej padło pytanie. " Ichigo, czy to ty? Ichigo Anderson?". Ichigo przybrała zdziwiony wyraz twarzy. Kto znał jej nazwisko, kto?
 - S-skąd wiesz, jak mam na nazwisko?
 - To ja. Sara. Sara Parker.

piątek, 8 stycznia 2016

9. Nowe?

Tak, tak... Wiem, że jest krótki. Przepraszam. Najprawdopodobniej do końca tego tygodnia pojawi się bonus, w którym opiszę wymyślona przeze mnie postać, a mianowicie PhoneCall. Życzę miłego czytania, tego jakże krótkiego rozdzialiku. Ja już kończę i zaczynam pracować nad bonusikiem^^

_________________________________________________________________________________


Nastał ranek. Dziewczyna się obudziła. Słyszała jakiś dziwny hałas z dołu, więc poszła się przebrać i zeszła. Ku jej oczom prawie wszyscy się pakowali.
 - Co się dzieje?
 - Wszyscy wyjeżdżają. Zostaję ja, Ben i Eyeless Jack. - powiedział, jak jej się zdawało wesoły Jeff.
 - To dlatego jest taki hałas. Tak w ogóle, to gdzie wyjeżdżacie?
 - Daleko. Mamy pewne sprawy. Jakie spytasz? Prawdopodobnie dowiecie się po naszym powrocie. - wytłumaczył Slender.
 O nic więcej nie pytała. Podeszła do osób, które zostawały. Stała i patrzyła, jak reszta się pakowała. Zrobili to bardzo szybko, tak samo w mgnieniu oka wyszli.
 - Miłej podróży! - krzyknęła Ichigo.
 Nie dostała odpowiedzi. Nie wiedziała, co może porobić. Postanowiła spróbować nauczyć się grać w rzutki, jednak nie miała z kim. Chłopcy z przyjemnością chcieli z nią zagrać. Jak się okazało, ona całkowicie nie potrafiła rzucać. Aż tak źle jej szło. Ani razu nie trafiła w tarczę. W drugiej rundzie pozwolili jej rzucać z bliższej odległości. Była to dobra zmiana. Jedna rzutka trafiła w sam środek tarczy.
 - Nie spodziewałem się, że masz taki talent. - usłyszała od Jeffa.
 Po grze w rzutki poszła do pokoju trochę poczytać. Zastanawiała się, kiedy wrócą. ”Pewnie wtedy, kiedy załatwią te sprawy” - pomyślała. Nim się spostrzegła, a jej zegarek wskazywał godzinę osiemnastą. Postanowiła iść na spacer, ale sama. Znając Jeffa, to poszedłby z nią, jednak wyszła niezauważona. Spacerowała pomiędzy drzewami, które zaczynał spowijać mrok. Nie było jeszcze nocy, więc nie bała się. Chodziła tak przez jakiś czas, dopóki nie zrobiło się naprawdę ciemno. Wróciła do rezydencji.
 - Gdzie ty byłaś?!  - powiedział Jeff, a raczej krzyczał.
 - Ja? Na spacerze.
 - Ehhhh... Co ja się z tobą mam?
 On się o mnie martwił? Hmmm...wygląda, że tak. ”Może będę tak częściej wychodziła?” - taka myśl przeszła jej przez głowę. Wiedziała, że do Jeffa czuje coś więcej, niż do innych, tylko co? Na te pytanie nie znała odpowiedzi.

                Następnego dnia okazało się, że wszyscy wrócili, ale... Wrócił ktoś jeszcze. Były to dwie dziewczyny. Pierwsza miała brązowe włosy, a druga blond. Wszystkie wyglądały na zaskoczone. Żadna nie wiedziała, ze spotka kogoś o tej samej płci. Postanowiły iść porozmawiać. Dowiedziała się, że jedna nazywa się ClockWork, blond-włosa zaś PhoneCall. ”Czemu wszyscy mają takie dziwne imiona?!” - pomyślała. Wszystkie siedziały w pokoju Ichigo i rozmawiały. Po krótkim czasie poszły się rozpakować. Okazało się, że zostaną tu, a dokładniej będą tu mieszkać. Dziewczyna była szczęśliwa, że wreszcie spotkała kogoś, kto jest tej samej płci.

sobota, 2 stycznia 2016

8. Kolejna wizja

Ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie. Postaram się teraz pisać takie. W związku, że niedługo zaczyna się szkoła, to rozdziały będą pojawiały się troszkę rzadziej, ale postaram się, żeby nie było dużego odstępu czasowego pomiędzy wstawianiem rozdziałów. Miłego czytania ^^

_________________________________________________________________________________

                Slenderman jak zwykle siedział w swoim gabinecie. Dziewczyna nie była pewna, czy ma iść, czy nie. Nie do końca wszystkim ufała, jednak jemu...chyba tak. Zapukała do starych, czarnych drzwi z drewna. Nikt nie otworzył, ale usłyszała ‘’Proszę wejść’’! Weszła. Slenderman zdziwił się, że to akurat ona. Szczerze, to prawie nigdy ze sobą nie rozmawiali. Chwilę później powiedział, żeby usiadła. Tak zrobiła.
 - Cos się stało? - zapytał ją. Widział, że coś się dzieje. Jej twarz miała dziwny, nieokreślony wyraz.
 - Właściwie, to tak. Od jakiegoś czasu mam sny. Sny, które wydają się być wizjami.
 - Są one nimi czy tylko zwykłymi snami? Sprawdziły się?
 - Tak. Wszystkie się sprawdziły.
 - Ile ich było?
 - Na razie dwie.
 - Możesz opowiedzieć, czego dotyczyły?
 - A więc. Pierwsza dotyczyła tego, że trafię do rezydencji, która znajduje się w lesie i nie będę w niej sama. W tej wizji widziałam przebłyski osób, wyglądających jak wy. Rezydencja była taka sama. Wszystko było takie same. Wyglądało to tak, jakby ktoś podróżował w czasie i nagrał to, potem cofnał się i mi to puścił podczas snu.
 - A druga? Czego dotyczyła?
 - Druga dotyczyła tego, że otruję człowieka.
 - Opowiedz dokładniej.
 - W śnie było widoczne to, jak daję coś mężczyźnie. To coś, to cukierek. Po tym on zaczyna się dusić i umiera. Właśnie wczoraj to się sprawdziło. Zaczęłam się trochę niepokoić. Boję się kolejnych wizji.
 - Oprócz wizji miewasz jakieś sny?
 -Nie. Jeżeli coś mi się śni, to tylko wizje i nic więcej. Boję się tego.
 - Nie bój się. Poczekaj jeszcze kilka dni. Trzeba będzie wszystko dokładnie przeanalizować. Jeżeli będziesz miała jakieś kolejne wizje natychmiast do mnie przyjdź.
 - Dobrze.
 - To już wszystko?
 - Tak. Mogę już iść?
 - Jasne.
 Po wyjściu dziewczyny z pomieszczenie Slenderman zaczął się nad tym zastanawiać. Niepokoiło go to. Nie mówił jej tego, ale podejrzewa, że posiada ona nadprzyrodzone zdolności. Nie wie tylko, czy jest to nałożone z góry, albo tworzy się to na podstawie jej pragnień, lub obaw. Istnieje też szansa, że będzie mogła nauczyć się to kontrolować.
                Ichigo siedziała w salonie. Była zamyślona. Dokładnie, to zastanawiała się nad tymi wizjami. Liczyła, że się więcej nie pojawią, Z zamyślenia wyrwał ją głos Eyeless Jack, który stał i zajadał nerkę oraz Bloody Paintera. Rozmawiali o tym, co dzisiaj namalują. Chwilę później zobaczyli ją. E.J zapytał się, czy nie ma ochoty na świeżą nerkę. Dziewczynę to obrzydzało, ale z grzeczności oraz z powodu tego, że ma do czynienia z mordercą postanowiła spróbować. O dziwo okazało się, że to jest smaczne. Zjadła ją ze smakiem. Do nich podszedł stojący z tyłu B.P i zapytał, czy mógłby ją namalować. Zgodziła się. Usiadła w wygodnej pozycji i czekała, aż chłopak skończy. Po dwóch godzinach obraz był gotowy, a efekt świetny. Ichigo wiedziała, że ma talent. E.J też chciał ją namalować. Jemu zajęło to pół godziny i o dziwo efekt był taki sam, albo troszkę lepszy od pierwszego obrazu. Po tym wszystkim dziewczyna ogarnęła się i poszła do swojego pokoju. Na jej łóżku siedział Jeff. Bawił się nożem, który dostał. Zapytał jej, czy nie chciałaby, aby ją troszkę ‘’upiększył’’. Odpowiedziała stanowczo ‘’nie”! Próbowała sobie wyobrazić jakby wyglądała, jednak ta myśl sprawiła, że o mało nie zwymiotowała. Chłopak na szczęście nie nalegał. Poprosiła go, aby wyszedł z pokoju. Zrobił to. Był dzisiaj taki...posłuszny? Zazwyczaj ją ignorował i robił, co mu się żywnie podobało, ale nie dzisiaj. Dziewczyna chciała o tym porozmawiać, ale dała sobie spokój. Zmęczona poszła spać. Tej nocy także miała wizję. Wizję, opierającą się na...zabójstwie? Chyba miało to być zabójstwo, a przynajmniej tak wyglądało. Ichigo będąc w trakcie wizji, kiedy miała dokonać zabójstwa biegnąc na kogoś z nożem siłą woli powiedziała, że nie chce nikogo zabić i prawie wbiła komuś nóż w brzuch. W ostatniej chwili skręciła. Po tym przypatrzyła się uważnie osobie, która miała umrzeć. Była to rudowłosa nastolatka. Pomyślała, że nie mogłaby pozbawić tak młodej dziewczyny życia. Nagle wizja się skończyła. Obudziła się. Nikogo nie było w pokoju. Jak co dzień rano poszła się ogarnąć i zeszła na dół. Przywitała się ze wszystkimi i poszła do Slendermana. Jak to ma w zwyczaju zapukała do drzwi. Chwilę później weszła.
 - Znowu ją miałaś?
 - Tak
 - Jak ostatnio zabójstwo?
 - Prawie. Miało być, ale...
 - Ale?
 - Opowiem, jak to wyglądało. Widziałam tylko tyle, że w środku nocy byłam w lesie. Stała tam rudowłosa nastolatka. Ja...
 - Wybacz, że przerywam, ale kojarzysz tę dziewczynę, czy nie?
 - Nie myślałam o tym wcześniej. Wygląda jak dziewczyna, która chodziła do mojej szkoły?
 - Chodziła?
 - Tak. Jest rok ode mnie starsza i już skończyła szkołę.
 - Dobrze. Kontynuuj.
 - A więc tak, ja biegłam na nią z nożem. Nie chciałam jej zabijać i w ostatniej chwili zrobiłam skręt w lewo. Zdziwiłam się, ale jednocześnie cieszyłam. Nie zabiłabym jej w rzeczywistości.
 - Wizja to wizja. Skoro dwie poprzednie się spełniły, to chcąc nie chcąc byś ją zabiła. Tak działają wizje. Mam jedno pytanie. Widziałaś kogoś w tle?  Chodzi o kogoś z rezydencji.
 - Nie, nie widziałam.
 - Dobrze. Dziękuję za informację.
 Dziewczyna wyszła. Slenderman zrozumiał. Ona ma rzadko spotykany dar. Może kreować swoje wizje. Nie może sama wymyślić całej, ale może mieć wpływ na jej koniec i przebieg. Zaczął się zastanawiać, czy nie ma innych zdolności, ale nie doszukał się niczego w jej zachowaniu. Widział, ze mówi prawdę. Nie wiedział, jak ma powiedzieć dziewczynie, o jej umiejętności.

                Było już późno. Slenderman szykował kolację. Ichigo grała z Benem i Silverem na konsoli. Nadeszła pora na posiłek. Zeszła z nimi na dół. Kiedy skończyli jeść jajecznicę dziewczyna poszła do swojego pokoju. Po drodze spotkała Slendera. Opowiedział jej o posiadanej przez nią umiejętności. Po tych informacjach postanowiła, że będzie starała się kreować te wizje, w taki sposób, aby nikogo nie zabić. Nie zapomniała o tej poprzedniej. Kiedy była w pokoju zobaczyła Jeffa. ”Znowu” - pomyślała. Wręczył jej prezent. Był to nóż. Zaskoczyło ją to, ale mu podziękowała. Zaprosił ją na spacer po lesie. Zgodziła się. Była noc. Panowała przeraźliwa cisza. Nic nie widziała. Jak zwykle chodząc po nim czuła dreszcze. Zawsze się bała, tylko czemu? Była tu tyle razy, ale nigdy sama. Nagle jej oczom ukazała się czyjaś postura. Był to ktoś średniego wzrostu. Ta osoba coś mówiła, ale nie wiadomo było co. Głos należał do kobiety. Ichigo wiedziała, co się dzieje. Wizja się spełniała. Jeff powiedział jej, że celem tego spaceru jest to, że ma ona zabić człowieka. Wiedząc, jak to się skończy dziewczyna pobiegła z nożem na młodą kobietę...znaczy nastolatkę. Pod koniec biegu tamta krzyczała, a Ichigo skręciła w bok nie raniąc jej. Była z siebie zadowolona. Udało jej się wykreować taki koniec wizji. Teraz zobaczyła to na własne oczy. Ona nie zabiła. Zrobił to Jeff. Ucieszyła się. Nie musiała tego robić. Kiedy on skończył wrócili do rezydencji. Dziewczyna była zmęczona i poszła do pokoju. W szybkim tempie usnęła. Nie miała żadnej wizji.

piątek, 1 stycznia 2016

7. Wizje

           Po udanej imprezie wykończona dziewczyna zasnęła w mgnieniu oka. Kiedy spała, to do jej pokoju wszedł Ben. Zobaczył, że jeszcze nie wstała, więc usiadł i zaczął grać na konsoli znajdującej się w jej pokoju. Dziewczyna nagle się obudziła. Zaczęła krzyczeć. Była roztrzęsiona. Znowu miała sen, który wyglądał jak wizja. Nie wiedziała, co ma myśleć, tamta się spełniła. W tamtej trafiła do domu z mordercami, co się stało. Bała się, że kolejna się spełni. Szczerze, to nie chciała. Przeraziła się na myśl, że ma zrobić to, co w niej jest. Miała otruć człowieka. Otruć oznacza zabić. Nie chciała tego zrobić. Ben zauważył, że dziewczyna płacze. Podszedł do niej i zapytał co się stało. Powiedziała, że to tylko koszmar. Postanowiła, że nikomu o tym nie powie, nie może tego powiedzieć mordercom. Prawdę mówiąc, to w pełni im nie ufała. Wstała, poszła się przebrać i zeszła z blondynem na dół. Reszta siedziała i jadła śniadanie. Dołączyli się. Jedli różne rzeczy. Toby jadł gofry, Hoodie i Masky sernik, Eyeless Jack nerki. Reszta tosty. Ona także. Po posiłku poszła do pokoju pograć na konsoli, ale zaprosiła do tego Bena i Silvera. Oni uwielbiali grać w gry. Siedzieli i grali w różne gry. To Pokemony, to GTA i wiele innych.
          Było już dawno po obiedzie. Po kolacji też. Była pora wieczorowa. Podczas niej siedziała razem z Laughting Jackiem w jego pokoju. Robili różne cukierki. To normalne, to trujące. Bardzo ją to fascynowało. Kiedy zrobili już wystarczająco dużo usiedli razem i zaczęli je jeść. Smakowały jej. Postanowili robić je częściej. Później wyszli na spacer do lasu. Przechodząc pomiędzy konarami drzew osłoniętych powłoką nocy Ichigo trochę się bała. L.J widząc to podszedł do niej bliżej i powiedział jej, że nie ma się czego bać. Po tych słowach troszkę się uspokoiła. Byli na końcu lasu. Stał tam mężczyzna. Nie był on z rezydencji. To ktoś obcy. Nie widziała go zbytnio, bo przecież była noc. Chłopak powiedział jej, żeby dała mężczyźnie cukierka którego zrobili. Był on trujący, o czym ona nie wiedziała. Zdziwiła się prośbą chłopaka, ale się zgodziła. Dała mu i odeszła. Chwilę później zobaczyła, że mężczyzna zaczyna się dusić i umiera. Dziewczyna przerażona postanowiła zostawić chłopaka samego i biegiem ruszyła do rezydencji. Musiała ochłonąć. Była przerażona tym, że jej wizje się spełniają. Niestety, w jej przypadku była to druga i obie się spełniły. Bała się, co będzie dalej. Była już w rezydencji. Poszła do pokoju. Postanowiła jutro powiedzieć Slenderomanowi o wszystkim...