poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Antagonistyczne Rozdział 5

Heloł. Na reszcie jestem w domu i mogę dokończyć ten rozdział. Będąc poza domem nie miałam możliwości pisania, poza tym brakowało mi czasu. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ponieważ jak pisałam powyżej będąc poza domem nie mam jak pisać oraz nie mam czasu. Cóż, życzę miłęgo czytania^^

__________________________________________________________________________________


AMAYA YASUKO
- J-jak to Ghoulem? - powiedziałam mocniej zaciskając w dłoni nóż z krwią siódmej. Zrobiłam krok w tył. Moje oczy były wypełnione przerażeniem. Co, jeżeli za moment będzie chciał mnie zjeść?
- Nie bój się mnie. - powiedział podbiegając do mnie i przytulając. W jednej chwili zapomniałam o wszystkim, nawet wypuściłam broń. Co się ze mną dzieje? Zacisnęłam ręce na jego plecach. Nie wiem dlaczego, ale wierzę, że jestem bezpieczna.
- Sachiko, dlaczego?
- Po prostu nie chcę, żebyś się mnie bała. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? - zapytał uśmiechając się. Jego uścisk zelżał, po czym całkowicie opuścił ręce.
- Tak. - odpowiedziałam również z uśmiechem. Wierzyłam w jego słowa.
- Amaya, ja już będę się zbierał. Dziękuję za pomoc, no i ten...powodzenia w grze. - powiedział troszkę speszony i skierował się do drzwi po czum opuścił mieszkanie.
- Dziękuję... - szepnęłam. Postanowiłam posprzątać dom bo nie wiem, kiedy moja matka wróci. Szczerze, to nawet nie mam ochoty się z nią widzieć. Jest wkurzająca. Na szczęście jak przyjeżdża, to tylko na jeden, góra dwa dni.
Kiedy skończyłam sprzątać zobaczyłam, że już wieczór. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam piżamę i udałam się do toalety, żeby się przebrać. Następnie położyłam się i usnęłam.

SACHIKO NATSUME

Chyba się udało. Powinno się udać. Raczej są jakieś szanse na przyjaźń między nami. Wiem, że dziwnie to może brzmieć, bo jestem Ghoulem, ale kocham ją. Nim się spostrzegłem zakochałem się. Chciałbym ją bronić za wszelką cenę. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołałem. Do pokoju weszła moja współlokatorka.
- Natsume idziemy w nocy na polowanie?
- Oczywiście, że tak Setsuko. Zawsze tak robimy. - powiedziałem. Postanowiłem się zgodzić. Miałem z tym skończyć. Przecież niedługo umrze. Zabije ją Amaya, a ja jej ewentualnie w tym pomogę. Setsuko to druga. Nie pozwolę, żeby wygrała, żeby została Bogiem, żeby odebrała mi Amayę.
Wyszliśmy razem. Szedłem za nią. Dziewczyna tym razem upięła swoje długie, czarne włosy w warkocz. Ubrana była w beżową sukienkę do połowy ud. W pewnym momencie wysunęła swoje kagune i zaczęła celować nim w ściany. Ja zrobiłem to samo. Po chwili zaczęliśmy atakować innych.

AMAYA YASUKO

Obudziłam się w środku nocy. Szybko się przebrałam i wyszłam bez celu z domu. Zobaczyłam w pamiętniku, że pierwszy nie żyje. To nawet lepiej. Zaczęłam iść przed siebie. Bez celu. Nagle skręciłam w boczną alejkę i moim oczom ukazał się okropny widok. Martwe ciała, nad którymi pochylony był Sachiko i jakaś dziewczyna. Nie mogłam znieść tego widoku i odwróciłam się. Na szczęście mnie nie zauważyli. Dobiegł mnie dźwięk pamiętnika. Nie był mój, tylko...tej dziewczyny. Wybiegłam z alejki. Kiedy stwierdziłam, że nikt mnie nie goni zatrzymałam się, żeby złapać oddech, ale ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam w kierunku tej osoby...


środa, 22 czerwca 2016

Diabolik Lovers Rozdział 6

Błagam, nie zabijcie mnie za to, że długo nie było DL. Niebawem na pewno pojawi się kolejny, ponieważ 3 lipca wyjeżdżam na 2 tygodnie, a przed tym chcę wstawić po jednym rozdziale z dwóch pisanych przeze mnie serii (ten jako rozdział z DL się nie liczy XD). Miłego czytania^^

________________________________________________________________________________


Wszyscy się odwrócili, aby sprawdzić źródło dźwięku. Była to dziewczyna. Dziewczyna, od której można było od razu wyczuć złą aurę. Ayato bez chwili namysłu rzucił się na nią, a reszta załamała się na ten widok. Ofiara wykonała unik, po czym chłopak nadal ją atakował, ale bezskutecznie. Nie dawało to żadnego efektu. Chwilę później zrezygnowany wrócił do reszty klnąc pod nosem. Ona podeszła.
- Cześć! Sroki za pożar i te sprawy. Przykro mi, ale ojciec mówił, że miałam się u was zjawić, ale dom był pusty i wiecie... - mówiła drapiąc się po karku. Kiedy stała bliżej płomieni można było ujrzeć jej długie, czarne aż za pas proste włosy i błękitne jak niebo oczy. Szczupła sylwetka ubrana w suknię za kolana w kolorze włosów, do tego długie buty o takiej samej barwie.
- Czyli jak mniemam, ty jesteś Natsuki? - zapytał Reiji.
-Zgadza się! - odpowiedziała z promiennym uśmiechem.
- Cóż, właśnie jechaliśmy do szkoły, ale chyba nici z tego. Wrócimy się do domu. - powiedział Reiji łapiąc Ayame i Natsuki za ręce i teleportując się. Od razu skierowaliśmy się do salonu.
- A więc Natsuki, ja jestem Reiji. To jest Shu, Laito, Ayato, Kanato i Subaru. To natomiast jest Ayame.
- Miło mi was wszystkich poznać! - powiedziała. Widać było po niej, że jest bardzo wesołą osobą, ponieważ uśmiech ani na moment nie znikał z jej twarzy.
- Ayame, zaprowadź Natsuki do pokoju obok twojego. - powiedział Reiji.
- Jasne... - odpowiedziała i ruszyła, a za nią dziewczyna. Przechodziły przez korytarze, dopóki nie doszył na miejsce.
- To jest twój pokój. - powiedziała Ayame, wskazując drzwi i bez słowa weszła do swojego, w którym zastała na łóżku Ayato.
- Daj mi się napić. - to było oczywiste, czemu tutaj przyszedł.
- Nie...nie mam teraz nastroju
- Pff...co mnie twoje nastroje? Daj mi i koniec.
- Odwal się...nie mam humoru
- Tss...pójdę do nowej. - jak powiedział, tak zrobił. Dziewczyna rzuciła się na łóżko i poszła spać.

Kiedy się obudziła skierowała się do kuchni, żeby cos zjeść. Wyszła z pokoju i schodziła po schodach, ale upadła. Kolejny raz w ciągu ostatnich dni poczuła te kłucie w klatce piersiowej. Siedziała na schodach czekając, aż ból raczy sobie minąć. Nic jednak nie pomagało. Postanowiła przeczołgać się ze schodów na dół, jednak została przeteleportowana do swojego pokoju przez nikogo innego, jak Reiji`ego.
- Znowu te bóle? - zapytał beznamiętnie, a dziewczyna w odpowiedzi tylko pokiwała głową.
- Masz, weź to. - powiedział podając jej jakieś tabletki oraz szklankę z wodą. Dziewczyna wzięła te leki i odstawiła puste naczynie na stół.
- Ja już pójdę do siebie. Dziękuję... - wstała, ale Reiji złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Objął ją. Ayame myślała, że będzie pił jej krew, ale tak się nie stało.
- Zostań dzisiaj u mnie, proszę... - wyszeptał jej do ucha, na co ona skinęła głową. Przeteleportował ich do jego pokoju, po czym bez przebierania się położyli się do łóżka. Spali razem. Dziewczyna poczuła coś dziwnego w brzuchu.
- ”Chyba się zakochałam...” - pomyślała i usnęła będąc w objęciach Reiji`ego...

wtorek, 14 czerwca 2016

Antagonistyczne Rozdział 4

A wiec witam wszystkich tutaj zebranych w kolejnym rozdzialiku :D Udało mi się go napisać. Niedługo pojawi się kolejny rozdział DL (jak dobrze pójdzie, to jeszcze w tym tygodniu xD). Nie przedłużam i miłego czytania^^

_______________________________________________________________________________


SACHIKO NATSUME

Jak to możliwe, że trafiliśmy do jednej klasy, a teraz jestem u niej w domu? Obiecałem sobie, że będę ją bronić, co kiedyś było trudniejsze, ale teraz...kiedy są szanse na przyjaźń między nami wiem, że mogę to zrobić, pomóc jej wygrać.
- Sachiko? - zawołała. - Chcesz coś do picia, lub jedzenia?
- Nie, dziękuję.
- Dobrze, to chodźmy do mojego pokoju się pouczyć. - ruszyłem za nią. Weszliśmy schodami na kolejne piętro i stanęliśmy przed drzwiami. Chwyciła za klamkę i je otworzyła. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do białego biurka. Usiedliśmy na drewnianych krzesłach, po czym ona wzięła książkę do języka angielskiego. Zaczęliśmy się uczyć
Po około dwóch godzinach nauki wreszcie skończyliśmy, wiec udaliśmy się do jej salonu i usiedliśmy na białej sofie. Włączyła telewizję, po czym nagle z jej kieszeni wydobył się dziwny dźwięk...

AMAYA YASUKO

Dlaczego akurat teraz? Co się dzieje? Czyżby to był użytkownik pamiętnika? Nie...to nie możliwe, chociaż...sama nie wiem. Nie rozumiem tego. Wyjęłam telefon i sprawdziłam zmiany. Nie, to na pewno nie jest użytkownik. Moje wpisy dotyczą...ATAKU Z ZEWNĄTRZ!!! Usłyszałam dźwięk zbijanych szyb, po czym ktoś wszedł do pomieszczenia. Była to dziewczyna.
- Czeeść - zawołała wesołym tonem. - Co tam?
- Ymm...cześć. Wszystko, dobrze? Taak, dobrze. - ogarnij się Yasuko.
- Ooo, jak się nazywacie? - zapytała patrząc na mnie i na Sachiko. No tak, zapomniałam o nim.
- Mów mi Amaya.
- Ja jestem Sachiko. - wtrącił.
- Oooo, jak słodko. Pasujecie do siebie. A tak w ogóle, to jakie macie numerki? - przecież on nie ma numerka. I co odpowie?
- Przykro mi, ale ja nie jestem użytkownikiem... - powiedział.
- Ja mam numerek trzeci jednak, czy to jest istotne? Za chwilę któraś z nas pewnie będzie martwa.
- Zgadzam się, ale wiesz...ja mam siódmy. Miło mi. - powiedziała, po czym rzuciła się na mnie. Wyjęłam nóż w celu zatrzymania ataku. Zastanawiałam się, co Sachiko sobie o nas pomyślał. Przecież on tak naprawdę o niczym nie wie. Zignorowałam jednak ten temat, żeby w pełni skupić się na pojedynku. Kiedy dziewczyna ode mnie odskoczyła obie wyjęłyśmy pamiętniki. DEAD END?! No chyba nie. Jak to możliwe? Miałabym teraz umrzeć? Niestety, ale nie mogę. Muszę to wygrać. Muszę zostać BOGIEM! Schowałam telefon i chwyciłam drugi nóż. Chłopak stał gdzieś obok przyglądając się naszym poczynaniom. Od razu podbiegłam do dziewczyny, żeby zadać jej chociaż delikatne obrażenia, ale nie udało się. Tym razem ona atakowała mnie. Oczywiście unikałam, ale popełniłam ten sam błąd, który zrobiłam w walce z jedenastą. Dałam się zaprowadzić pod ścianę. Super, czyli tu się kończy moja droga?
- Żegnam świecie! Dziękuję za wszystko! - powiedziałam trochę zabawnym tonem i patrzyłam jak ostrze przecinało moją skórę. W tym momencie jednak poleciała krew, która nie należała do mnie. Więc czyja była? Przez brzuch dziewczyny przechodziło coś czerwonego. Wyjrzałam przez ramię jej martwego już ciała. Ujrzałam Sachiko, z którego pleców wychodziły te same...co to w ogóle było? Nie ważne. To coś, co zabiło siódmą, znajdowało ujście w jego plecach.
- S-Sachiko? - wydusiłam.
- Muszę ci cos powiedzieć...jak widzisz...nie jestem człowiekiem. Jestem Ghoulem... - te słowa przebijały się przez moją głowę.


środa, 1 czerwca 2016

Antagonistyczne Rozdział 3

Okej, ten rozdział nie należy do najdłuższych, ale teraz mam masę nauki i nie mam czasu na pisanie. Aktualnie tra najgorszy tydzień tego roku szkolnego przepełniony masą kartkówek i sprawdzianów. Obiecuję, że poprawie swoją aktywność, gdyż za tydzień mam wycieczkę, na którą nie jadę, co oznacza 4 dni wolnego, więc będę mogła popisać. Teraz już nie przedłużam. Wyczekujcie wkrótce 4 rozdziału oraz kolejnego z DL. Wszystkoego najlepszego z okazji dnia dziecka! Miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


AMAYA YASUKO

Obudziłam się, a dokładniej obudził mnie dźwięk pamiętnika. Dlaczego przyszłość się zmieniła? Nic nie zrobiłam, pomyślałam po czym wyjęłam telefon spod poduszki i sprawdziłam zmiany. Super...atak w drodze do szkoły. Tak, jakby nic lepszego nie mogło mi się przytrafić. Cóż...wyjdę z domu pół godziny wcześniej i pójdę naokoło. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach, żeby pójść do łazienki w celu zmiany ubrania. Kiedy skończyłam zrobiłam sobie kanapkę, wzięłam plecak i wyszłam. Jadłam po drodze. Nie chciało mi się szykować niczego innego, więc nałożyłam dużo sera i wystarczy. Mijałam wielu ludzi, budynków i roślinności aż znalazłam się przed bramą szkoły i ujrzałam JEGO! To ten chłopak, którego jak głupia obserwowałam w markecie. Ciekawe, co sobie o mnie pomyślał. Nie ważne...przejdę obok niego.
- Um...cześć - zagaił.
- C-cześć - wydusiłam z siebie. OGARNIJ SIĘ! ZAWSZE TRYSKASZ PEWNOŚCIĄ SIEBIE!
- Wiesz...gdzie jest sala numer 33?
- Wchodzisz do szkoły skręcasz w prawo i na końcu korytarza.
- Dzięki... - odpowiedział i poszedł. Czemu miał lekcje w tej samej sali, co ja? Pewnie jest nowy. Weszłam do budynku, który był olbrzymi. Miał parter i trzy piętra. Kolor z zewnątrz był lekko pomarańczowy, a wewnątrz ściany byłe beżowe. W szkole mieściło się 112 sali, dodatkowo ubikacje na każdym piętrze, pokój nauczycielski i cztery hale sportowe, a na dworze znajdowało się boisko. Po prostu szkoła, jak marzenie. Poszłam do mojej Sali. Pierwszy był język angielski. Miałam właśnie usiąść pod ścianą, jednak rozległ się dźwięk dzwonka, a po chwili przyszła nauczycielka. Wszyscy weszli do Sali i zajęli miejsca. Ja siedziałam sama w ostatniej ławce od okna.. Yui-sensei ustała na środku Sali wraz z nowym uczniem.
- Witajcie, dzisiaj do waszej klasy dołączy nowa osoba. Proszę, przedstaw się. - powiedziała.
- Jestem Sachiko Natsume. Miło mi was poznać.
- Teraz wy się przedstawcie. - wszyscy mówili swoje imię oraz nazwisko, aż padło na mnie.
- Amaya Yasuko. - rzekłam i zaczęłam coś rysować na końcu zeszytu.
- Teraz zajmij wolne miejsce. - powiedziała sensei.
- Czy mogę usiąść z tobą? - zapytał mnie nowy.
- Jasne. - nie miałam powodu, żeby się nie zgadzać. Reszta lekcji minęła w ciszy.
Po lekcjach od razu wyszłam ze szkoły i udałam się w kierunku domu, jednak ktoś mnie złapał za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam, że to ten ”świeży” z klasy.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Um...mam pytanie. Czy pomogłabyś mi przygotować się do jutrzejszego testu z angielskiego? Wiesz...niezbyt dobrze radzę sobie z tym językiem. - poprosił.
- Hmm...mogłaby, tylko jest jedna sprawa. Czy moglibyśmy pójść do mnie do domu się pouczyć?
- Jasne. - odpowiedział i ruszyliśmy. Przez cały czas panowała cisza. Żadne z nas nie próbowało jakoś zagaić rozmowy, wiec chyba ja powinnam spróbować. Dlaczego by nie? Tylko o co go zapytam? Zaczęłam się zastanawiać, ale naszym oczom ukazał się jednopiętrowy, szary budynek, w którym mieszkałam. Podeszliśmy do czarnej, masywnej bramy, którą otworzyłam i przepuściłam go przodem, a następnie udaliśmy się do drzwi wejściowych w odcieni jasnego brązu. Uczyniłam to samo, co przy ogrodzeniu.
- Śmiało, rozgość się. - rzekłam.

wtorek, 17 maja 2016

Antagonistyczne Rozdział 2

Witam :D Wracamy z drugim rozdziałem Antagonistycznych! Nareszcie się za niego zabrałam! Emm...nie mam o czym pisać, a więc miłego czytanka^^

_______________________________________________________________________________


AMAYA YASUKO

Co się stało? Miałam umrzeć, ale ktoś mnie złapał...dziwne. Chciałam podziękować tej osobie, ale ona zniknęła. Cóż...najważniejsze, ze nie odpadłam na samym początku. Muszę teraz coś zrobić z jedenastą, zanim reszta się dowie, kim jest trzecia. Zapewne nadal siedzi na wieżowcu. Mogłabym tam pójść, ale nie mam broni, więc teraz polecę na pewną śmierć. Chyba na razie wrócę do domu. Tak, to dobry pomysł. Szłam w ciszy. Chwilę później byłam już na miejscu. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i poszłam spać. Rano postanowiłam pójść na zakupy. Jedzenie mi się kończyło. Najpierw jednak dobrym pomysłem byłoby zjedzenie śniadania. Zrobiłam jajecznicę i zaczęłam ją łapczywie jeść. Pozmywałam, umyłam zęby i wyszłam. Znalazłam się w pierwszym sklepie. Wzięłam koszyk i zaczęłam wrzucać do niego wszystkie potrzebne produkty, ale nie było jednej rzeczy. Podeszłam do kasy i zapłaciłam, a następnie udałam się do drugiego marketu po brakujący produkt. Błąkałam się między regałami w poszukiwaniu aż znalazłam. Ujrzałam też, że ktoś tam stoi. Chłopak...nie znałam go, ale czułam, że kiedyś się już spotkaliśmy. Nie wiem, nie pamiętam. Wróciłam do robienia zakupów, ale podczas wykonywanej czynności poczułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam się w jego kierunku i także zaczęłam się w niego wpatrywać. Zilustrowałam go od góry do dołu. Miał czarne włosy, które były ”artystycznie roztrzepane” z kosmykami opadającymi na twarz. Spojrzałam na jego twarz. Oczy miał w kolorze błękitu, lub według mnie raczej podchodziły pod turkus. Ubrany był w czarną bluzę z suwakiem i czarne spodnie, oraz trampki. Dziewczyno! CO TY ROBISZ?! Stałam jak głupia na środku sklepu i wpatrywałam się w chłopaka. Musiało to wyglądać idiotycznie. Mój obiekt zainteresowań po chwili zarumienił się i odwrócił głowę, a ja uczyniłam to samo.
Po powrocie do domu od razu skierowałam się do łózka. Zakupy rzuciłam gdzieś na bok i położyłam się. Zaczęłam zasypiać, ale usłyszałam dźwięk dochodzący z mojego pamiętnika. Świetnie...akurat teraz. Wyjęłam telefon i sprawdziłam zmiany. Po prostu super...właśnie za pół godziny przyjdzie do mnie jedenasta. Po przeczytaniu tego niechętnie wstałam z łóżka i udałam się do piwnicy, po starą katanę mojego martwego już ojca. Zdjęłam z niej osłonę i sprawdziłam, z jakiego miejsca przybędzie moja przeciwniczka. Okazało się, ze to ogródek. Pewnie nie spodziewa się, ze mam aż tak szczegółowy pamiętnik, ale to dla mnie lepiej. Przynajmniej mam większe szanse na wygraną.

SACHIKO NATSUME


Dlaczego spotkałem ją w sklepie? Nie chciałem jej więcej widywać. Przecież jestem ghoulem, a ghoule jedzą ludzi...a ja wiem, że nie chciałbym jej zabić. Chcę, żeby żyła. Chcę, żeby wygrała tę grę, w którą gra moja znajoma. Nawet, jeżeli będę musiał zabić swoją współlokatorkę, to chcę, żeby tamta dziewczyna wygrała. Nie wiem, jak ona się nazywa. Nie wiem, czy zaakceptuje moją osobę, moje dziwactwo, moje nienormalne życie i paranormalne zdolności, ale tak naprawdę to ona także nie jest ”normalna”. Przewidywanie przyszłości nie jest czymś, co potrafi pierwszy lepszy człowiek. Tę umiejętność posiadają tylko nieliczni, a dokładniej 12 osób z całego świata. Zostali oni wybrani przez samego Boga, więc to na pewno o czymś świadczy. Przydałoby się tylko jakoś poznać, tę dziewczynę i jej pomóc...pomóc w wygraniu i byciu Bogiem!

AMAYA YASUKO

Właśnie za chwilę ponownie zmierzę się z jedenastą. Wiem, skąd przybędzie, a także mam przy sobie katanę, więc nie powinno być źle. Usłyszałam szelest krzaków i spojrzałam, z której strony zaatakuje i wykonałam unik.
- Eee...widzę, że nieźle się przygotowałaś, Yasuko.
- Sorki, ale nie jesteśmy na TY, więc proszę po nazwisku, Eguichi.
- Ehh...no dobra...spełniam twoje przedśmiertelne życzenie. - powiedziała i z nożem przeskoczyła nad krzewami róż próbując mnie dźgnąć. Ja oczywiście przy pomocy pamiętnika unikałam wszystkiego, ale nie przewidziałam jednej rzeczy...że mój przeciwnik wcale nie jest głupi. Dziewczyna zaprowadziła mnie pod ścianę...czyli mam teraz nikłe szanse, ale...mogę wykonać cios w momencie nie do przewidzenia. Zamachnęła się i kiedy właśnie miała wbić nóż w mój brzuch, ja uderzyłam ją rączką od katany. Zgięła się w pół, a ja wyjęłam jej z kieszeni telefon i go zniszczyłam, co spowodowało jej śmierć.
- Jakieś przedśmiertelne życzenia? - zażartowałam.
- Ty przeklętaa... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ zniknęła. Ja wróciłam sobie spokojnie do mojego domu i poszłam spać, ale przed tym sprawdziłam pamiętnik. Żadnych zmian...

środa, 11 maja 2016

Zgadzam się...

Otóż wstawiam tego shota troszkę wcześniej. Powiem, że pisało mi się go bardzo przyjemnie i to nie będzie ostatni shot na moim blogu. Ja życzę wam miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


12.05
- Zgadzam się... - i to był mój największy błąd. Nie zdawałam sobie z tego spawy, jak wiele zmian może spowodować jedna zgoda. Zacznijmy jednak od początku...
10.05
Jak co dzień udałam się do szkoły. Przy szafkach spotkałam moją przyjaciółkę Lisę.
- Hej! Jest sprawa! - mówiła energicznie, wykrzykując każde słowo.
- Hey...co się dzieje?
- Otóż...robię imprezę. Odbędzie się dwunastego, w piątek. Przyjdziesz?
- Ehh...wiesz, że nie lubię takich imprez...
- Oj wiem, ale prooszę...wiesz, że bardzo cię lubię i chciałabym, żebyś przyszła.
- Ehh...no okej, ale o której?
- Wpadnij tak około dwudziestej! Mam zaplanowane ciekawe atrakcje! - zawołała odchodząc. Ehh...dlaczego musiałam się zgodzić? Przecież nigdy nie uczestniczyłam w takich rzeczach. Co się robi na imprezach? Nawet nie mam żadnych ubrań, co oznacza, że jutro po szkole muszę udać się na zakupy, czyli świetnie...wydam kupę pieniędzy na ubranie, którego więcej nie włożę, ale już dobra...w końcu ona jest moją przyjaciółką, więc nie wypadało odmówić zwłaszcza, że jeszcze nigdy tak bardzo nie nalegała. Zawsze po odmowie kończyła temat, a teraz pewnie naciskałaby na mnie aż do...pewnie do czasu mojej zgody. Przynajmniej oszczędziłam sobie tego. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka, co oznaczało lekcje.
Po zajęciach udałam się do domu. Pierwsze, co zrobiłam, to zjedzenie obiadu. Byłam panicznie głodna. Kiedy już skończyłam wzięłam pilot, położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Rodziców nie będzie przez najbliższy tydzień, więc mam spokój. Nim się spostrzegłam, zasnęłam.
Obudziłam się około godziny dwudziestej trzeciej. Wstałam i poszłam do swojego pokoju odrabiać lekcje. Zadali nam milion rzeczy. Jeszcze te wszystkie sprawdziany...masakra. Kto się da radę tego nauczyć? Chyba nikt. Same odrabianie zajęło mi sporo czasu, bo kiedy skończyłam była już pierwsza w nocy. Wzięłam się teraz za naukę, którą zakończyłam około piątej. Zmęczona poszłam spać...
11.05
Po lekcjach udałam się do sklepu. Musiałam się obkupić na jutrzejszą imprezę. Weszłam do centrum handlowego i od razu skierowałam się do losowego sklepu z kosmetykami. Kupiłam jakieś błyszczyki, perfumy, lakiery do paznokci, cienie i inne śmieci. Po tym wszystkim udałam się po jakąś kreację. Od razu przy wejściu przywitał mnie jakiś mężczyzna, który zaproponował pomoc z wyborem ubioru. Zgodziłam się i wytłumaczyłam, jakiego stroju potrzebuję. Przymierzałam wiele kompletów, ale koniec końców zostałam przy czarnej, koronkowej sukience sięgającej do połowy ud, z rękawem ¾ i kozaki do kolan w takim samym kolorze. Dokupiłam jeszcze jakieś bolerko i byłam gotowa. Do domu wróciłam koło dwudziestej drugiej. Odrobiłam lekcje i poszłam spać.
12.05
Nadszedł ten dzień. Dzień imprezy. Z rana skierowałam się do szkoły. Po lekcjach od razu poszłam na umówioną wizytę u fryzjera. Zrobił mi z moich długich, czarnych i bardzo prostych włosów loki, które wyglądały nieprzeciętnie. Wróciłam do domu i ubrałam się, po czym zabrałam się za wykonanie makijażu. Po wielu próbach nadal nie mogłam uzyskać idealnego efektu, więc udałam się do kosmetyczki, znajdującej się w lokalu niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Wykonała ona szybko makijaż, który był świetny. Nie spodziewałam się, ze kiedyś do tego dojdzie, ale trudno...wróciłam do domu. Tak naprawdę to musiałam się już zbierać, więc wzięłam torebkę i klucze od samochodu, po czym pojechałam.
Lis wpuściła mnie do domu i zaprowadziła do reszty. Siedziało tam czterech chłopaków. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że ja byłam ostatnią osobą, która przybyła na imprezę. Świetnie...ja, Lis i czwórka chłopaków. Zapowiadał się super wieczór...taki super, że bez wahania wyszłabym stamtąd, gdyby to nie była moja przyjaciółka. Nie chciałam jej martwić, ani zostawiać samej, więc anulowałam plan ucieczki. Ktoś zaproponował siedzenie w kółku. Wszyscy wykonali propozycję, to ja także.
- Lis, zaczynamy? - zapytał jeden, na co ona skinęła głową. Wyjął on z kieszeni bluzy pistolet.
- Więc tak...gramy teraz w ”rosyjską ruletkę” jednak będzie się ona różniła od oryginału. Osoba, w którą trafi nasz piankowy przycisk wylosuje jedno ze stu zadań, z czego jedno kończy się śmiercią. W skrócie, macie 1% szans na śmierć, ewentualnie odmowa udziału wiąże się ze śmiercią przez powieszenie. Wiąże się, powieszenie...niezłe, nie? Heh...jednak kontynuując...zasady jasne? Wszyscy się zgadzają? - każdy zaczął po kolei kiwać głową. Była teraz moja kolej.
- Zgadzam się... - i to był mój największy błąd, którego konsekwencje wcale nie kończą się bajką...
Chłopak włożył do dwudziesto-nabojowego pistoletu jeden, piankowy i zakręcił kilka razy. Wszyscy po kolei przykładali sobie broń z boku głowy i strzelali. Nikt jeszcze nie został trafiony. Zrobiliśmy tak kilka okrążeni, aż w końcu nastał dwudziesty strzał, który wiadomo, że będzie trafiony. Przyłożyłam pistolet do głowy i nacisnęłam spust. Po chwili wystrzelił piankowy pocisk.
- A więc wygrywa...ee, jak masz na imię? - zapytał jeden z nich.
- A co cię to obchodzi? Wal się... - powiedziałam pokazując środkowy palec.
- Hee...jaka ostra. Ciekawe, jak sobie poradzisz z zadankiem - odpowiedział kolejny i przysunął mi pojemnik ze stoma kartkami z zadaniami. Wylosowałam jedną i odczytałam treść, po czym zamarłam. Zastanowiłam się, czy ewakuacja nie byłaby odpowiednia, ale przecież nie zabiją mnie...co nie?
- Co tam masz? - ktoś wyrwał mi kartkę z rąk. - Uuu... akurat śmierć...smutno...a teraz wchodź na ostatnie piętro domu i skacz.
Musiałam to zrobić. Wszyscy mnie naciskali. Nie miałam możliwości wyjścia. Po wszystkich próbach ucieczki zebrałam około pięćdziesięciu siniaków i kilka krwawiących ran. Tak szczerze, to same bicie mnie mi nie przeszkadzało. Bycie masochistką posiada zalety, jednak teraz miałam się zabić...ZABIĆ!
- Czy mogę przed tym cos zrobić?
- Jasne - odpowiedziała moja przyjaciółka, której w ogóle nie obchodziło, że zaraz umrę. - Idź i to rób. - poszłam pisać pamiętnik, który właśnie czytasz. Napisałam go kilka minut przed moją śmiercią i wyrzuciłam przez okno.
Wszyscy skierowaliśmy się na płaski dach domu Lisy, z którego za chwilę miałam skoczyć.
- Nareszcie xxxx zginiesz. Czekałam na tę chwilę tyle czasu. - powiedziała po czym ruszyła w moją stronę nie dając mi chwili wytchnienia. Ja nie chcąc być spychana pobiegłam i zeskoczyłam. Podczas spadania usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. To była moja mama...odebrałam i nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ właśnie uderzyłam o ziemię i zginęłam...nigdy więcej nie zaufam nikomu już nigdy...teraz jestem duchem...strasznym duchem, który nawiedzał, nawiedza i będzie nawiedzać tych ludzi aż do czasu ich śmierci...


KONIEC

Oto ostatnia strona pamiętnika. Chcę tu opisać, w jaki sposób posiadasz możliwość czytania tego, otóż...opętałam pewną osobę, co zmusiło ją do udostępnienia tego na pierwszym, lepszym blogu...wypadło akurat na ten...dziewczyna, która to zrobiła nie jest jedyną opętaną przeze mnie. Przemieszczam się i opętuję wielu ludzi. Jestem wszędzie...byłam wszędzie...mogę być wszędzie...rozejrzyj się...może właśnie teraz TY zostaniesz moją ofiarą?

A na imię było jej Kate

wtorek, 10 maja 2016

Diabolik Lovers Rozdział 5

A więc po długim czasie wracamy z DL. Niestety ten jakoś krótki mi wyszedł, ale cóż...zdarza się. Ostatnio nic nie wstawiałam przez brak internetu i komunię pewniej osoby, ale teraz już wracam. Od razu powiem (a raczej napiszę), że w środę pojawi się One Shot. Nie powiem, jaki...nie powiem, o czym...sami zobaczycie. A teraz życzę miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


Ujrzała biegające dzieci. Dokładnie trójkę. Chwilę później poznała, że byli to Ayato, Kanato i Laito. Bawili się w coś, ale nie wiedziała dokładnie, w co. Nagle fioletowo-włosy zaczął płakać.
- N-nietoperze mi uciekły. - mówił przez łzy.
- Nie martw się! Złapiemy kolejne! - pocieszał go Laito.
- Właśnie! Złapię je dla Ciebie! - krzyknął trzeci z braci. Nagle weszła kobieta o długich, fioletowych włosach, ubrana w długą suknię.
- Ayato, wiec to tutaj cały czas byłeś? Chodź ze mną.
- Kanato, chodźmy. - powiedział Laito i ruszyli.
- Wracaj do nauki, natychmiast. - mówiła kobieta.
- Nie chcę...ciągle tylko się uczę.
- Nie mam ochoty tego słuchać. Wracaj do pokoju.
- Dlaczego Kanato i Laito mogą się bawić, a ja ciągle siedzę nad książkami?
- Dlaczego? Przecież ty nie jesteś jak inne dzieci.
- Ale ja chcę mieć więcej wolnego czasu!
- Ile razy mam ci powtarzać?! Przecież wiesz, że jesteś dziedzicem. Zrozum to. Wiesz, co musisz zrobić, prawda?
- M-muszę stać się lepszy niż inny. Najlepszy...
- A jak nie, to co się stanie?
- Przestane być twoim synem, a ty wrzucisz mnie do jeziora...
- Dokładnie! Jeżeli tego nie chcesz, to wracaj do nauki.
- Tak mamo...
”Czuli już rozumiem, dlaczego Ayato ma taką manię bycia najlepszym. To wszystko przez jego matkę. To przez nią stał się taki nienośny...” - pomyślała Ayame.

***
Ayame obudziła się czują, że ktoś ją niesie. I tak właśnie było.
- Obudziłaś się? Co ty robiłaś tam na dworze w tę ulewę? - usłyszała glos Ayato.
- Sama nie wiem. Obudziłam się, wstałam i podeszłam do balkonu, po czym poczułam ukłucie w klatce piersiowej i zemdlałam.
- A co cię tam kuło?
- Nie wiem...od jakiegoś czasu to mam.
- A mówiłaś okularnikowi?
- Taa, ale nic nie wie.
- Hmm...ciekawe...
- Że co? Jakie ciekawe?
- Pff...żartowałem. - zaniósł ją do...swojego pokoju.
- Ej, wiesz, że to nie mój pokój, prawda?
- No wiem, ale coś mi się należy za pomoc. - położył dziewczynę na łóżku, pochylił się nad nią i ”dobrał się” do jej szyi. Wbił kły w jej skórę i pił...
- Tss... - wydobyło się z ust Ayame. Chłopak skończył i odsunął się od niej. Wytarł spływającą krew wierzchem dłoni i wyszedł z pokoju. Dziewczyna jeszcze przez chwilę leżała na łóżku, dopóki ktoś nie zapukał do jej pokoju. Dziewczyna podeszła do drzwi i je otworzyła, ale nikogo tam nie było.
- Pff...pewnie jakieś żarty... - pomyślała. Wzięła kurtkę i wyszła na dwór. Udała się do altanki. Położyła się na ławce i zaczęła rozmyślać. Nim się spostrzegła, a usnęła. Obudziła się około godziny później i zobaczyła, że ktoś stoi niedaleko altanki. Wstała i podeszła do tej osoby, jednak ona zniknęła.
- Sen? - pomyślała, przecierając jednocześnie oczy. Chwilę później usłyszała, że ktoś zbliża się do niej. Odwróciła się i ujrzała za sobą Kanato.
- Ayame...zróbmy ciastka!
- Eh...teraz?
- Tak. Takie czekoladowe.
- Umm...no dobrze... - ruszyli w kierunku rezydencji, po czym skierowali się do kuchni. Zaczęli wszystko przygotowywać i nim się spostrzegli, a były już gotowe ciastka. Dziewczyna bez słowa udała się do swojego pokoju.
Po długim śnie dziewczyna przebrana w mundurek szkolny zeszła na dół do reszty. Wszyscy już na nią czekali, więc po jej przybyciu od razu skierowali się do limuzyny. Jechali przez jakiś czas, ale nagle usłyszeli wybuch. Samochód stanął w płomieniach. Wszyscy się ewakuowali oprócz...
- Ayame!!! - zaczął wrzeszczeć Ayato.
- Spokojnie...pójdę po nią. - uspokoił go Reiji. Jak powiedział, tak zrobił. Wskoczył w płomienie, a chwilę później znalazł się obok reszty z dziewczyną na rękach. Znajdowali się w spowitym mrokiem lesie...chwilę później usłyszeli kroki...

środa, 13 kwietnia 2016

Antagonistyczne Rozdział 1

Otóż zaczynam nową serię. Jako osłodzenie po dosyć specyficznym zakończeniu poprzedniej dodaję ten rozdział dosyć szybko. Poza tym jakoś na pisanie mi się zebrało xD wiec teraz częściej będą rozdziały. A o nowej serii...liczę, że dobrze się przyjmie. Wytłumaczę jeszcze tytuł opowiadania. Antagonistyczne oznacza sprzeczne, niezgodne (nie ma to nic wspólnego z filmem czy książką xD). Cóż, kończę ten wstępik i życzę miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


AMAYA YASUKO

Jestem Amaya Yasuko*, mam 16 lat. Mieszkam teoretycznie sama. Mój ojciec nie żyje, a matka pracuje. Bardzo rzadko bywa w domu, więc mam swobodę. Nikt mi nie mówi co mogę, a czego nie. Zajmuję się pisaniem pamiętnika w telefonie. Opisuję wszystko, co widzę. Nie rozmawiam z innymi. Nie potrzebuję. Uważam, że raczej jestem introwertykiem. Poza tym posiadam bujną wyobraźnię. W mojej głowie rozmawiam z moimi ”znajomymi”. Chodzę do pierwszej klasy liceum. Ehh...skończmy tę dziecinadę. To do mnie niepodobne. Dlaczego rozmyślam o tym, kim jestem? Brzmi to tak, jakbym przedstawiała się komuś, a nikogo tu nie ma. Pójdę usiąść na łóżku. Chwyciłam koc i okryłam się.
- Deus. - powiedziałam. Jest to imię mojego wymyślonego przyjaciela. Właśnie ”idę” się z nim spotkać. Mówi, że jest bogiem, ale nie wiem, co mam o tym myśleć.
- Ooo...Yasuko. Miło cię widzieć. Mam świetna propozycję.
- W takim razie słucham...
- Czy interesuje cię umiejętność przewidywania przyszłości.
- Jasne, ale to chyba nierealne.
- Hmm...dla zwykłych ludzi nie, ale ja jestem bogiem.
- W takim razie mów dalej.
- Otóż posiądziesz umiejętność przewidywania przeszłości i dzięki temu weźmiesz w udział w grze, ale nie takiej zwyczajnej grze...
- A jaka to będzie gra?
- Gra o przetrwanie. W takim razie powodzenia.
- Czek... - chciałam powiedzieć, ale Deus zniknął, a ja dostałam wiadomość. Wzięłam telefon i ją przeczytałam.
Nadawca: Deus Ex Machina
Temat: Gra o przetrwanie
Chciałbym Cię zaprosić droga, trzecia użytkowniczko
pamiętnika na spotkanie, w celu wyjaśnienia zasad. Na
pewno znasz miejsce. Byłaś tam niejeden raz. Liczę, że
przybędziesz na te spotkanie Amayo Yasuko.
Czyli już zorganizował spotkanie. Nie napisał kiedy, ale zgaduję, że za chwilę. Co to za dźwięk? Słyszałam coś z mojego telefonu. Wzięłam go i weszłam w notatnik. Tak, jak mówił. Mój pamiętnik zaczął przepowiadać przyszłość. Najgorsze było to, że wpisy się sprawdzały...
Udałam się na spotkanie. Pojawiłam się na okrągłej platformie. Oprócz mojej takich było jeszcze jedenaście, a na każdej ktoś stał, ale nie mogłam nikogo rozpoznać. Wszyscy byli zamaskowani. Deus mówił, że jestem trzecia. Ciekawe dlaczego? Ehh...nie ważne. Pewnie zaraz wszystkiego się dowiem.
- A więc teraz wyjaśnię zasady tej gry. Jest was dwunastu użytkowników pamiętnika przyszłości. Jak już wiecie przepowiadają one przyszłość na dziewięćdziesiąt dni w przód. Całość nie jest trudna. Musicie zabić pozostałą jedenastkę, aby przetrwać. Wygrany zostanie bogiem.
- Deusie, mam pytanie. - nie wiem, czyj to głos. Nie poznaję...
- Słucham, pierwszy.
- Otóż widziałem, jak przyszłość zmieniła się na moich oczach, ale ja nic nie zrobiłem.
- Przyszłość zmieniła się najprawdopodobniej dlatego, że nie wykonałeś czynności, która była zapisana w pamiętniku. Przez twoją zmianę twoja przyszłość również stała się inna. Załóżmy, że idziesz prosto. Pamiętnik mówi, że idąc tak zdarzy się wypadek z twoim uczestnictwem. Wiedząc to możesz obrać inną drogę i będziesz cały. Wtedy wszystko ulega zmianie. Rozumiesz już, pierwszy?
- Tak.
- A więc powodzenia. Hmm...według mnie największe szanse ma trzecia. Jak uważasz Murmur?
- Sądzę, że to druga wygra. - spojrzałam na tę Murmur. Wyglądała trochę jak taki kosmita, ale kojarzyłam ją. Czasami spotykałyśmy się podczas moich rozmów z Deusem. Zniknęłam z platformy. Muszę przemyśleć, co mam zrobić, żeby to wygrać. Wiedząc, że stałam się po części faworytką mogę się spodziewać tylko jednego - ataku na mnie. Muszę dowiedzieć się czegoś o reszcie.
Jest wieczór. Właśnie wychodzę z domu. Pójdę się przejść na spacer. Hmm...może na wieżowiec? Tak, to będzie dobry pomysł. Ruszyłam. Całą drogę przeszłam w ciszy. Nie wypadałoby mi słuchać muzyki, przecież muszę być przygotowana na każdy atak. Weszłam na dach budynku. Nie głupim pomysłem będzie leżenie tutaj. Odpocznę sobie i zacznę zastanawiać się nad tą grą. Zanim to jednak zrobiłam, ktoś tu przyszedł...
- Kim jesteś?! - starałam się zabrzmieć tak niezbyt agresywnie.
- Czy to ważne? Powiedz, co to za dźwięk? - powiedziała, po czym mój pamiętnik wydał dźwięk zmiany przyszłości. - Wiedziałam. Która jesteś? Ja jestem jedenasta, Eguichi Katsumi*.
- Skoro już się przedstawiamy, to ja jestem trzecia, Amaya Yasuko*. Czego chcesz ode mnie> Przyszłaś mnie zabić?
- Bingo! - rzuciła się na mnie z nożem. Zaczęłam unikać, ale cofałam się do tyłu. Ani razu mnie nie trafiła, jednak poczułam, że spadam. Fajnie...odpaść pierwszej...nie zapowiadało się to ciekawie.
- Żegnaj świecie! - powiedziałam, ale ktoś mnie złapał.

SACHIKO NATSUME

Właśnie wracam do domu, a tu nagle ktoś spada z dachu. Dlaczego by tak nie złapać tej osoby? Może będę mógł ją zjeść. Szybko jednak zmieniłem zdanie po tym, jak wylądowała w mych ramionach. Odstawiłem ją na ziemię i ruszyłem dalej. Nie chcę, żeby mnie widziała. Nie potrzeba mi dodatkowych kłopotów, czy ciężarów. Po prostu po posiłku wracam do domu...i ratuję spadającą z dachu dziewczynę. Czyli wszystko jest normalnie...nic dziwnego...dobra, to wszystko jest nienormalne. Dlaczego ja pomagam pierwszej lepszej osobie...JA? To do mnie dosyć niepodobne. Ehh...trudno...liczę, że mnie nie zauważyła. To byłoby dla niej szokiem, bo kto normalny ma jakieś czerwone coś wystające z pleców i wbija to do budynków powodując latanie? NIKT...dobra, zostawmy to. I tak prawdopodobnie nigdy jej nie spotkam...


_______________________________
* - kolejność - nazwisko - imię


wtorek, 12 kwietnia 2016

19. Wszystko złe, co się dobrze kończy...

I oto spotykamy się w tym ostatnim już rozdziale z tej serii...mam nadzieję, że spodobała Wam się seria i dziękuję za jej przeczytanie. Cóż, rozdział krótki, ale trudno. Sądzę, że większość osób będzie zawiedziona końcówką. Ja już nie przedłużam i życzę miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


Ichigo z ledwością siedziała na krześle. Czuła, że za moment umrze. Wykrwawi się, co nie jest niczym dziwnym w jej sytuacji. Przecież ma odcięte obie ręce i wycięty na twarzy uśmiech.
- To jak? Gotowi na finał?
- Jaki finał?! Czy to ci nie wystarczy?! - wrzasnął Jeff.
- Ależ skąd...chcę cię pogrążyć jeszcze bardziej.
- Dlaczego to robisz?
- Przecież to przez ciebie tak wyglądam.
- To nie oznacza, że musisz się mścić.
- Właśnie oznacza! Wiesz, ile przez to cierpiałam? Nie mogłam normalnie żyć, mieć znajomych, wyjść z domu. W takim stanie to było nierealne!
- Twoja zemsta niczego nie zmieni!
- Oj, zmieni...nawet nie wiesz, jak dużo... - skończyła rozmowę, wzięła siekierę i odcięła Ichigo głowę...krew tysnęła na wszystkie strony. Ona zaś odłożyła broń i wyszła z pokoju.
- Ja już idę...właśnie będę wzywać policję. Masz czas na ucieczkę, a z ciałem rób co chcesz... - powiedziała, wyciągając telefon. Wyszła z pokoju. Został tylko Jeff i...zwłoki Ichigo.
- Dlaczego...dlaczego tak się to skończyło? Gdybym przyszedł wcześniej byłoby inaczej. - mówił zapłakany chłopak. - Przynajmniej pochowam cię tak, jak należy. - Chwycił czarny wór spod ściany i zaczął tak wkładać zwłoki dziewczyny. Po zapakowaniu wyszedł. Udał się niedaleko jeszcze niedawno wspólnego domu. Odłożył pakunek, chwycił łopatę, która leżała obok lokum i zaczął kopać dół.
- Nie martw się kochanie...zginę razem z tobą... - mówił, wykopując jednocześnie dziurę. Kiedy skończył, wyjął zwłoki i wrzucił do dołu, wyjął z kieszeni środki nasenne, wziął całe pudełko i wpadł do ”grobu”.
- Obyśmy spotkali się po drugiej stronie... - powiedział i napisał wiadomość do PhoneCall, w treści której załączył adres tego miejsca. Liczył, że przyjedzie niebawem i ich zakopie. Tak też się stało...wszyscy znajomi zebrali się tutaj. Przynieśli znicze i zapalili.
- Oby się spotkali... - powiedział Ben.
- Tak... - przytaknęła PhoneCall.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

18. Nieoczekiwane spotkanie

A wiec jak mówiłam, wstawiam teraz 18 rozdział. Kolejny i za razem ostatni pojawi się za kilka dni. Ten akurat powiem z góry, że przepełniony jest krwią, oraz brutalnymi scenami, wiec polecam go osobom o mocnych nerwach xD Powiem tylko jedno...Miłego czytania^^

________________________________________________________________________________


Ichigo po obudzeniu rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w dziwnym, poniszczonym pomieszczeniu, w którym nie było nikogo. Próbowała wstać, ale okazało się, że była przywiązana do krzesła i nie miała żadnego sposobu, żeby chociaż trochę poluzować liny. Żadnego gwoździa w okolicy, ani najmniejszej możliwości poruszania nadgarstkami. Pozostawało jej tylko siedzieć i czekać na ratunek...lub śmierć.
Jeff udał się do miejsca wskazanego przez porywacza. Wyszedł z lasu, skierował się do uliczki, budynku i na końcu do pokoju na lewo. W środku zobaczył siedząca na krześle dziewczynę, która wstała na jego widok. Zdawało mu się, że ją znał. Nie pamiętał, kim ona była, ale czuł, że wcześniej się spotkali.
- Znowu się spotykamy, Jeff...
- Kim jesteś?
- Nie pamiętasz? Spójrz jak wyglądam? Widzisz...to ty mi to zrobiłeś. Przypominasz mnie sobie?
- Ty wtedy przyszłaś na te przyjęcie?
- Tak, to ja. Jane...Jane the Killer. Zastanawiasz się pewnie, dlaczego porwałam ci dziewczynę? Odpowiedź jest prosta. Chciałam cię spotkać...spotkać i zabić. Za to, co mi zrobiłeś.
- Gdzie jest Ichigo?!
- Choć za mną. Pokażę ci...
Udali się do pokoju obok. Ichigo siedziała bez sił przywiązana. Jeff chciał do niej podbiec, ale Jane go przytrzynała. Chwyciła jego nadgarstki i związała.
- Patrz uważnie... - powiedziała i podeszła do związanej. W ręce trzymała nóż.
- Najpierw zdejmiemy taśmę z ust. Zobaczymy, co zrobisz słysząc jej błagalne krzyki, widząc jej krew spływającą wszędzie, leżące, odcięte kończyny i jej martwe ciało. - po wypowiedzeniu tego przejechała ostrzem po twarzy dziewczyny. Z jej ust wydobyły się krzyki. Jeff chciał cos powiedzieć, ale Jane widząc to zakleiła jego usta taśmą.
- Ciekawy widok...ty, związany na ziemi i bezradny...hahaha - wybuchła śmiechem, zahaczając przy tym nożem o szyję Ichigo, która zaczęła krzyczeć.
- Może teraz odetniemy ci te piękne włoski, kochana? - zrobiła to, o czym wspominała.
- Jeff...n-nie p-patrz... - powiedziała z ostatkami sił dziewczyna, a Jane właśnie chwyciła siekierę, zamachnęła się i odcięła Ichigo palce lewej dłoni.
- Ehh...to jest męczące...pójdę odpocząć. Zostawiam was samych, a ty Jeff...zdejmę ci te taśmę. - powiedziała i wyszła z pokoju.
- Ichigo...
- Jeff...
- Kocham Cię...proszę, znieś to. Wiem, ze to co mówię wydaje się nierealne, ale znieś to. Jakoś cię uratuję...uratuję i będziemy razem, na zawsze. Obronię cię... - powiedział i zahaczył liny krępujące nogi o nóż, który wypadł mu z kieszeni. Wstał, podszedł do dziewczyny i ją pocałował. Trwali w tym, póki Jane nie weszła do pokoju.
- Ehh...jakie gołąbeczki...
Podeszła do nich, zaciągnęła Jeffa w poprzednie miejsce, związała nogi i podeszła do Ichigo.
- Kochana, teraz palce prawej, prawda? - powiedziała wybuchając śmiechem, po czym siekierą odcięła wspomniane kończyny. Następnie wzięła zamach i odcięła prawe ramię, a następnie lewe.
- Ślicznie tak wyglądasz...Jeff, jak ci się podoba? Widzisz tę ilość krwi? Właśnie...zrobię coś dla Ciebie... - przybliżyła nóż do twarzy dziewczyny i wycięła uśmiech, który miał chłopak.
- Przestań! - wrzasnął Jeff.
- No tak, zapomniałam ci skleić usta. Wiesz co...jak ją zabiję, to cię wypuszczę i dam jej kończyny. Będziesz mógł z nimi zrobić co chcesz. Nie muszę cię na razie zabijać...twoja rozżalona twarz mi jak na razie wystarcza...

17. Nowy dom, nowe życie

I oto jest kolejny rozdział. Za to, ze była przerwa, za chwilkę pojawi się 18 rozdział, który będzie już przedostatnim z tej serii. Ja nie zwlekam i zapraszam na ten rozdział. Miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


Ben i PhoneCall wrócili do reszty. Postanowili powiadomić ich o znalezisku.
- Słuchajcie! - zaczęła dziewczyna. - Znaleźliśmy miejsce do zamieszkania. Idealnie nadaje się dla nas wszystkich, ale... - nie skończyła, bo ktoś jej przerwał.
- Zależy, jakich wszystkich. Wiesz, my mamy zamiar się wiesz...stąd wyprowadzić. Sami, we dwoje. - powiedział Jeff, trzymając Ichigo za rękę.
- C-co?! Jak to? Już was z nami nie będzie?
- Będziemy czasami was odwiedzać. - Ichigo postanowiła się troszeczkę wtrącić.
- I już nie ma odwrotu?
- Niestety, ale nie. Zdecydowaliśmy już...
- A-ale, gdzie pojdziecie?
- Już znaleźliśmy odpowiednie miejsce. Właśnie czekaliśmy na was, żeby się pożegnać.
- Ehh...szkoda...
Ichigo przytuliła każdego na pożegnanie, podeszła do Jeffa i ruszyli. Znaleźli miejsce około 100km od tego lasu. Jeff ukradł komuś samochód i pojechali. Dziewczyna zasnęła, żeby skrócić sobie podróż. Kiedy już dojechali stanęli przed lasem. Teraz kwestią czasu było znalezienie jakiegoś lokum, ale to nie stanowiło dużego problemu. W tym miejscu było bardzo dużo opuszczonych budynków, a oni chcieli znaleźć zwykły, najzwyklejszy domek. Weszli pomiędzy drzewa i zaczęli swe poszukiwania. Mijali niezliczoną ilość olbrzymich rezydencji, ale nie widzieli żadnego odpowiedniego lokum. Zaczęło się ściemniać, co utrudniało wszystko, ale Ichigo ujrzała domek, jakiego szukali. Bez słów tam ruszyła, a chłopak za nią. Stanęli przed zwykłymi, drewnianymi drzwiami. Dziewczyna chwyciła klamkę i pchnęła całość do przodu. W środku było w miarę jasno, gdyż przez okna dostawały się promienie słońca. Weszli na korytarz, który prowadził do kuchni, jadalni, toalety i schodów. Postanowili najpierw skierować się na górę. Weszli po drewnianych, skrzypiących schodach i znaleźli się na kolejnym piętrze. Na nim były trzy pokoje.
- To jak? Ja biorę dwa, a ty jeden? - zapytała ze śmiechem Ichigo.
- Haha śmieszne...przecież będziemy mieli razem. - powiedział, po czym podszedł do niej i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
Weszli do środkowego pokoju. Uzgodnili, że właśnie ten będą zamieszkiwali. Jeff poszedł gdzieś się przejść, a Ichigo została z zamiarem posprzątania. Nie było łatwo, ale po kilku godzinach udało jej się. Wyjęła z kieszeni telefon, żeby sprawdzić godzinę. Było już dwadzieścia pięć minut po dwudziestej drugiej. Chłopak akurat wrócił do domu. Przyniósł jakieś produkty spożywcze. Dziewczyna zeszła na dół do kuchni, żeby zrobić jajecznicę, w tym czasie Jeff nie robił nic produktywnego. Siedział i bawił się swoim nożem.
- Jeff! Kolacja! - zawołała dziewczyna, kiedy skończyła gotować. Podała wszystko ładnie do...czy to można nazwać stołem? Jak tak, to miał odłamane wszystkie nogi, więc był tylko drewnianą płytą. Usiedli na...ziemi i zaczęli jeść. Mieli szczęście, że Jeff przy okazji ”kupił” jakieś sztućce i talerze. Po skończonym posiłku poszli na górę, weszli do ich pokoju i zmęczeni poszli spać.
Jeff obudził się, ale nie zastał obok dziewczyny. Pomyślał, że wstała wcześniej i poszła szykować śniadanie, toteż udał się schodami w dół do kuchni, ale też jej tam nie zastał. Zobaczył leżącą na stole kartkę...napisanie na niej było:
WITAJ JEFF
Zastanawiasz się pewnie kim ja jestem? Skąd znam twoje imię? Powiem tyle...nie odpowiem na żadne z nich. Nie wiesz pewnie, gdzie jest twoja dziewczyna? Otóż ja wiem. Słuchaj...jeżeli chcesz ją zobaczyć jeszcze żywą przynieś mi 90.000 złotych. Spotkajmy się w budynku, w uliczne przy wyjściu z lasu. Pokój po lewej. Będę czekał.
-Tss...dlaczego? O co chodzi? Czego ten ktoś od niej chce? I skąd ja mam wziąć tyle pieniędzy? Pff...nie będę nic nikomu płacił. Jestem Jeff...Jeff the Killer. Uratuję Ichigo i zabiję tego, kto śmiał położyć na niej swe brudne łapska...

piątek, 18 marca 2016

16. PhoneCall i Ben

Nie bić, błagam! Wiem, że jest BARDZO krótki, ale ostatnio przez chorobę nie miałam czasu na pisanie, a poza tym ten rozdział chciałam poświęcić tej parze zakochanych. Następny też będzie jednym z krótszych, gdyż poświęcę go ClockWork i Eyeless Jack`owi. Od 18 już będą o wiele, wiele dłuższe. Za to 17 pojawi się jakoś na dniach. Dobrze, ja już kończę te pisanie i życzę miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


- Ben, może pójdziemy poszukać jakiegoś opuszczonego domu? No wiesz, żeby znaleźć jakieś miejsce, gdzie wszyscy moglibyśmy się przenieść? - zapytała PhoneCall.
- Jasne, czemu nie? - odpowiedział i ruszyli.
- Ciekawe, czy znajdziemy coś odpowiedniego?
- To jest las, więc jakaś tam szansa jest. Co innego, gdyby to były jakieś góry, czy coś.
- Tak, masz rację. - przytaknęła wesoło dziewczyna i poszli dalej. Szli w ciszy trzymając się za ręce. Nagle usłyszeli szelest zza krzaków, jednak potem ujrzeli Ichigo i Jeffa.
- Oooo czeeść. Co tu robicie? - zapytała PhoneCall.
- A nic. Tylko spacerujemy. Wy szukacie jakiegoś miejsca do zamieszkania, tak? - odpowiedziała dziewczyna.
- Tak, więc my już pójdziemy. Zdaje nam się, że wam przeszkadzamy.
- Nie, nie. My także już pójdziemy. - jak powiedzieli, tak zrobili. Ben i PhoneCall znowu zostali sami. Z każdej strony dochodziły ich dźwięki różnych zwierząt. Był dzień, więc słońce przedostawało się do środka, co umożliwiało bezproblemowe poruszanie się, oraz łatwiej było dostrzec wszystko.
Ben zauważył wysoką, czerwoną budowlę znajdującą się za drzewami. Od razu ruszyli w tamtym kierunku. Ich oczom ukazała się opuszczona posiadłość. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i podeszli do drzwi. Były one czarne i dosyć duże. Otworzyli je i weszli do środka. Ujrzeli opuszczone korytarze. Postanowili dalej się nie zagłębiać. Wyszli i stanęli w miejscu.
- Ej, Ben. Pójdziemy gdzieś jeszcze? Posiedzieć w jakimś miejscu w ciszy i spokoju? - zapytała.
- Hmmm...bez problemu. - odpowiedział. - Tylko musimy cos znaleźć. Chodź ze mną. Znam takie jedno miejsce. - i poszli w tym kierunku. Chwilę później znaleźli się na zazielenionej polanie. Na twarzy dziewczyny zagościł duży uśmiech. Usiedli na trawię, a następnie położyli. Trzymali się za ręce i spoglądali w niebo. Co chwila wyłapywali chmury, o różnorodnych kształtach. Kiedy zaczęło się ściemniać postanowili wrócić, zanim jednak wyszli z polany Ben złapał PhoneCall za rękę i odwrócił w jego stronę. Następnie przyciągnął do siebie i złożył na jej ustach krótki pocałunek. Po tym czynie jego twarz okryła się rumieńcami. Spróbował to ukryć, ale na próżno. Ruszyli do domu.
Na miejscu chcieli poinformować wszystkich o znalezisku, ale każdy zajmował się różnymi rzeczami, więc nie było jak, a skoro szałas był pusty, to udali się do niego. Postanowili iść spać, gdyż trochę zmęczyli się tym spacerem.
- Słodkich snów Ben, kocham Cię... - powiedziała PhoneCall i oparła swoją głowę na jego torsie.
- Dobranoc PhoneCall... - odpowiedział jej i ją przytulił. - Do rana...

poniedziałek, 7 marca 2016

15. Narzut sekretów

Udało mi się napisać kolejny rozdział. Zaczynają się właśnie romanse^^ Sądzę też, że pewnie jeszcze około 10-ciu rozdziałów i koniec, ale nie wiadomo. Bardzo możliwe, że wpadnę jeszcze na jakiś ciekawy pomysł, czy zwrot akcji i przedłużę to. Ja nie przedłużam i życzę miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


- Jeff. - zaczął Slenderman.
- Co?
- Wyczuwam czyjąś obecność. Jest tu ktoś, kogo nie znamy.
- Kurde, świetnie...coraz więcej ludzi się tu zbiera...
- To nie jest człowiek, Jeff.
- A gdzie ten ktoś jest? Chodźmy tam.
Slenderman przytaknął i ruszył pierwszy w danym kierunku. Jeff podążył za nim. Nie mieli daleko. Było to dosłownie obok nich. Chcieli już podejść do postaci ukrywającej się za drzewem, jednak ten ktoś wyszedł pierwszy. Oboje drgnęli prawie niezauważalnie. Ich, a raczej Jeffa oczom ukazała się dosyć dziwna postać. Wysoki, szczupły stwór, który nie posiadał twarzy. Ubrany był w biały garnitur, a jego głowa była czarna.
- Hahahahaha Slendy, to ty! - Jeff nie mógł powstrzymać się od tej uwagi. Slenderman jednak nie zareagował na nią zbytnio.
- Kim jesteście? - zapytał nowo poznany, jak się domyślili po głosie mężczyzna.
- Czy to istotnie? - odpowiedział Slender. Jeff jakoś nie miał zamiaru wbijać się do tej rozmowy.
- A wiecie, gdzie ONA jest?
- Jaka ONA?
- Pewnie nie wiecie... - powiedział i ruszył w kierunku miejsca, gdzie tamci się osiedlili. Widział ich szałas, więc akurat tam postanowił się udać. Slender nie dał mu spokojnie dojść, bowiem Jeff rzucił mu linę, której resztki miał po przywiązaniu tamtego człowieka do drzewa. Rzucił się na napastnika i w dosyć skomplikowany sposób go zablokował. Postanowili przeciągnąć go do ”bazy”.
Wciągnęli go do domku, w którym akurat siedziała sama Ichigo. Oczekiwali pytania w stylu ”kto to” - jednak takowego się nie doczekali.
- J-ja go znam! - krzyknęła. Wszyscy, razem ze związanym byli zdziwieni.
- Jak to mnie znasz? Przecież usunąłem ci pa... Upss... - powiedział zapominając o innych.
- Czekaj! Jak to usunąłeś pamięć?! - wrzasnął Jeff.
- P-powiem wam tyle, ile pamiętam. To było tak. Zanim się do was przeprowadziłam pakowałam rzeczy, które podobno spłonęły. Tak słyszałam od reszty, ale to nie ważne. Przejdę do rzeczy. Tak jak mówiłam, pakowałam rzeczy i nagle poczułam się obserwowana. Szybko to jednak zignorowałam, co okazało się był bardzo dużym błędem. Poczułam jakieś ukłucie w ramie. Taką jakby szczepionkę. Nic mi się od tego nie stało. Nie miałam żadnych tych, co...zawrotów głowy! Także nie zemdlałam. Wszystko było dobrze, jednak później, kiedy skończyłam pakowanie poczułam, jak coś mi pulsuje w ręce. Okazało się być to jakimś nadajnikiem, czy czymś podobnym. Nie wiedziałam jednak, co mam z tym zrobić. Przestraszyłam się. Pierwszą myślą było wycięcie tego, ale wtedy przyszedł Jeff z tym, jak on tam miał...? Ben...?
- Tak, Ben. - przerwał jej Jeff.
- Kontynuuj. - powiedział Slender.
- Dobrze. Generalnie, to dalej nie pamięt...pamiętam! Już wiem, co było potem! Nie było to ciekawe...mieszkałam u was, działo się wiele różnych rzeczy. Byłam zadowolona, że mogę spędzać z wami czas, jednak nie wszystko było robione przeze mnie...
- Co to oznacza? - zapytał Slender.
- To jest dla mnie ciężkie, ale opowiem...tem ktoś, ta dziwna postać kontrolowała mnie, oraz zbierała informacje na wasz temat, a ja nie mogłam wam powiedzieć, ponieważ nie kontrolowałam siebie, tylko robił to on. Ja nic nie mogłam zrobić...
- Czyli to, co razem przeszliśmy, nie było szczere?! - wrzasnął wkurzony Jeff. - Czyli to wszystko było kłamstwem tworzonym przez niego? - dodał patrząc na leżącego, związanego.
- T-teoretycznie, ale... - zaczęła mówić Ichigo, jednocześnie płacząc. - Nie wszystko. Wszystkie działania, aż do wybuchu były wykonywane przeze mnie, czyli nawet z-za-zabicie s-sarny... - powiedziała nie dając rady powstrzymywać emocji. - Samej udało mi się coś zrobić w chwilach, kiedy byliśmy sami. Emocje górowały nad jego umiejętnościami i wtedy udawało mi się coś samej zrobić, jednak tylko wtedy, gdy byliśmy razem, ponieważ kochałam cię i nadal cię kocham! - wykrzyczała, a reszta jak zauważyła była zdziwiona.
- Ichigo, ja ciebie też kocham... - powiedział Jeff, podchodząc do niej. Złapał ją, przyciągnął do siebie i pocałował. Dziewczyna to odwzajemniła i wiedziała, że wszystko się jakoś ułoży. Wiedziała, że we dwoje dadzą radę, że już niedługo wszystko będzie dobrze, że będą razem na zawsze i ta tajemnicza postać im więcej nie przeszkodzi. Oczekiwała tego, jednak spodziewała się jeszcze wielu trudności w swoim życiu...

piątek, 4 marca 2016

Diabolik Lovers Rozdział 4

Przepraszam, że bardzo dawno nic nie było. Spowodowane to jednak było kilkoma ważnymi powodami. Postaram się to nadrobić, a już niedługo będę wstawiała rozdziały regularnie. Tak co kilka określonych dni. Jeszcze raz przepraszam, a teraz zapraszam na czwarty rozdział DL! Miłego czytania^^

__________________________________________________________________________________


Reiji złapał ją za nadgarstek i przyciągnął, co uniemożliwiło upadek. Zostawił ją na schodach i zniknął nic nie mówiąc. Dziewczyna zdziwiła się, że została ”uratowana”, jednak szybko ruszyła do swojego pokoju. Zaniepokoiło ją te ukłucie w klatce piersiowej. Nigdy wcześniej nie miała czegoś takiego. Było to nagłe, nieprzewidywalne i dosyć bolesne. Kiedy znajdowała się przed drzwiami do pomieszczenia, do którego się udała chwyciła za klamkę i nacisnęła ją, jednak znowu poczuła ten sam ból. Trzymając się kurczowo, chwyconej wcześniej rzeczy, upadła na ziemię. Siedziała z nogami w tyle, oraz ze zgiętymi kolanami. Drugą rękę przycisnęła do klatki. Ból był dosyć duży. ”Tss...co to jest?” - pomyślała. Cieszyła się, że nikt nie przechodził korytarzem, bo nie chciałaby tłumaczyć całej sytuacji innym. Sama nie rozumiała tego, co się działo. Chwilę poczekała, siedząc na podłodze, aż ból trochę zejdzie, kiedy to nastąpiło wstała, i weszła do pokoju, potem rzuciła się na łóżko i leżała. Postanowiła, że spróbuje jednak później porozmawiać o tym z Reijim. On mógł coś wiedzieć na ten temat. W końcu, on ma dosyć duże rozeznanie w dziwnych sprawach.
Dziewczyna wstała. Za kilka godzin miała iść do szkoły. Wyszła z łóżka, ubrała się i zeszła na dół. Zrobiła sobie na śniadanie jajecznicę i podeszła do stołu, postawiła talerz. Usiadła, wzięła widelec i nałożyła na niego potrawy. Wsunęła go do ust i tak jeszcze kilka następnych. Potem zaczęła tylko jeździć sztućcem po całym jedzeniu i talerzu. Chwilę później wstała, chwyciła rzeczy i odniosła je. Następnie skierowała się do swojego pokoju, żeby ubrać się w mundurek. Nie przepadała za nim. Niezbyt komfortowo czuła się w spódnicach. Kiedy włożyła na siebie ubranie zeszła na dół. Za chwile mieli jechać do szkoły. Czekali już wszyscy z wyjątkiem Subaru.
- Ehh...nadal go nie ma... - powiedział zniecierpliwiony Laito. Chyba długo już na niego czekali.
- Tss...zaraz ten małolat zobaczy! - wrzasnął Ayato. Najwyraźniej nerwy już mu puszczały, co w jego wypadku było dosyć normalne. Nie cechował się cierpliwością.
W pomieszczeniu właśnie pojawił się poszukiwany. Jak zwykle teleportował się, uderzając ręką o ścianę. Widocznie słyszał to, co czerwonowłosy wykrzyczał. Nie odpowiedział mu jednak nic, tylko skierował się do wyjścia, co reszta także zrobiła.
W limuzynie atmosfera była taka, jak zwykle. Reiji czytał książkę, Shuu słuchał muzyki i spał jednocześnie. Kanato mówił bliżej nieokreślone rzeczy do Teddiego. Reszta po prostu siedziała. Kiedy byli na miejscu każdy skierował się w inne miejsce. Ayame udała się do biblioteki, żeby oddać książkę, jednak po drodze spotkała Kou.
- Czeeść kociaku! - powiedział na powitanie.
- O, Kou...cześć.
- Dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie?
- A wiesz...nic ciekawego, a u ciebie?
- Też nic. Gdzie właśnie szłaś, kociaku?
- Do biblioteki, oddać książkę.
- Pójdę z tobą.
- No dobrze... - skierowali się razem w kierunku biblioteki. Kiedy ją znaleźli, weszli do pomieszczenia, podeszli do biurka, gdzie stała bibliotekarka i dziewczyna oddała jej książkę. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Ayame zostawiła Kou i ruszyła biegiem do klasy. Przed nią spotkała Ayato.
- Tss...gdzie ty byłaś? - powiedział wkurzony.
- Nie twoja sprawa.
- Szlajasz się gdzieś z tym Mukamim i mówisz mi, ze to nie moja sprawa?!
- Tak, dokładnie tak. - odpowiedziała bardzo spokojnym tonem.
- Zamknij się! - wrzasnął i złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do ściany. Chwycił drugą rękę i skierował je do góry, cały czas trzymając. Przycisnął ją mocniej, przechylił głowę i wbił swoje kły w jej szyję. Pił łapczywie jej krew, dopóki nie zauważył zbliżającego się nauczyciela. Niezbyt się nim interesował, ale nie chciał narobić sobie ”przypału”. Wyciągnął kły, a dłonią starł wypływającą z kącika jego ust krew.
- To była kara... - powiedział do niej i skierowali się do klasy.
Właśnie skończyła się ostatnia lekcja. Dziewczyna wyszła z sali i skierowała się do wyjścia. W połowie drogi poczuła czyjąś obecność. Rozejrzawszy się, nie zauważyła nikogo, wiec ruszyła dalej.
- Ewo... - usłyszała. Zdziwiła się. Nie było tu nikogo, a przy okazji już raz słyszała ten głos, mówiący to samo. Przestraszyła się, więc biegiem ruszyła do wyjścia, jednak będąc niedaleko poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej. Upadła na ziemię i przyciągnęła ręce do miejsca bólu. Pech, a może raczej szczęście chciało, ze akurat obok przechodził Reiji. Wcześniej już chciała mu o tym powiedzieć, ale nie było okazji. Ten podszedł do niej.
- Czemu tak leżysz? - zapytał.
- ...bo...tss... - tyle udało jej się powiedzieć, ponieważ znowu poczuła ukłucie.
- Same problemy z tobą... - powiedział i pomógł jej wstać. - W domu mi to wytłumaczysz. - dodał i zaprowadził ją do limuzyny. Wszyscy byli zdziwieni tym widokiem, lecz woleli nie komentować. Reiji dałby im popalić za takie coś. Wsiedli do limuzyny i ruszyli do domu.
Na miejscu Reiji od razu powiedział Ayame, aby z nim poszła do jego pokoju. Będąc w nim powiedział, żeby usiadła. Zrobił herbatę i nalał do filiżanek. Sam także usiadł.
- Wytłumacz mi, o co chodziło z tym w szkole? - zapytał dosyć poważnie.
- Sama nie rozumiem, ale od jakiegoś czasu miewam takie bóle...nie wiem o co chodzi.
- A od jak dawna?
- Pierwszy raz miałam wtedy na schodach.
- Rozumiem. Czy chorujesz na coś?
- Nie...nic z tych rzeczy. - powiedziała pewnie.
- Dobrze. To trochę dziwne. Sam nie wiem o co chodzi.
- Rozumiem, to jest dosyć dziwne.
- Pomyślę nad całą tą sytuacją. Ty możesz już iść. - Powiedział, a ona tak uczyniła.
Poszła na dwór, do altany, w której nikogo nie zastała. Usiadła i chciała zacząć rozmyślać, ale zobaczyła kogoś. Mężczyznę o zielonych włosach, ubranego w czarny, długi płaszcz. Przestraszyła się go.
- Nie bój się. - powiedział. - Nic ci nie zrobię.
- Skąd mam mieć taką pewność?
- Po prostu mi zaufaj...
- Przepraszam, ale nie ufam pierwszym lepszym osobom.
- Proszę, proszę...jaka to odważna. Rozumiem to. W takim razie nic tu po mnie. Skoro nie jesteś chętna do współpracy to ja idę...
- Czekaj! Jakiej współpracy?! - wrzasnęła, ale jego już nie było. Domyśliła się, że był wampirem. W końcu to była ta przeklęta zdolność teleportacji, której tak bardzo nienawidziła. Dziewczyna miała dość wszystkiego. Skierowała się do swojego pokoju i poszła spać.
W trakcie snu cos ją obudziło. Był to deszcz. Zebrało się na mocna ulewę, a wiatr był tak duży, że otworzył jej drzwi balkonowe, które teraz latały swobodnie we wszystkich kierunkach. Ayame wstała z zamiarem zamknięcia, jednak nie udawało jej się to. Zdenerwowana wyszła z pokoju. Udała się do kuchni. Chwyciła czajnik i napełniła go wodą, stawiając potem na palniku. Włączyła go i podeszła do szafki. Wyjęła z niej kubek, a z drugiej herbatę. Następnie zaczęła czekać, aż zagotuje się woda. Zalała napój i razem z nim udała się do stołu. Siedziała i ją sączyła. Zajęło jej to około dziesięciu minut. Odniosła kubek i ruszyła do pokoju. Weszła do toalety, żeby skorzystać. Umyła ręce i wyszła. Podeszła do drzwi balkonowych, żeby je jeszcze raz zamknąć, ale nadal na marne. Wyjrzała przez balkon, aby zobaczyć róże, oraz cały ogród. Nie miała jednak czego oglądać, gdyż panowała zbyt duża mgła. Zrezygnowana zaczęła wracać do łóżka, jednak poczuła ukłucie w klatce piersiowej i upadła na ziemię. ”Znowu...?” - pomyślała, a następnie zemdlała.
Obudziła się w ogrodzie tej rezydencji. Ujrzała leżącą na ziemi różę i schyliła się z zamiarem złapania jej, jednak skaleczyła się. Idąc dalej ujrzała postury różnych osób, a także tego mężczyzny spotkanego w altance...

wtorek, 16 lutego 2016

14. Trudna sytuacja

Wiem, że dawno nie było rozdziału. Przepraszam. Niedługo pojawi się następny z Diabolik Lovers. Ja tymczasem serdecznie dziękuję za 1000 wyświetleń! Dziękuję bardzo, to dla mnie wiele znaczy. Teraz zapraszam do czytania^^

__________________________________________________________________________________


- To jest...t-to jest... - nie mógł powiedzieć Ben.
- Mów, kto to jest! - wrzasnął zniecierpliwiony Jeff.
- T-to jest...on...p-próbował mnie kiedyś z-zabić... - wykrztusił.
- Że co? Zabić?
- T-tak. Jak widać, n-nie udało mu się to, a-ale próbował.
- Jak bardzo jest niebezpieczny? - zapytał Slenderman.
- Umm...jest bardzo. Jego u-umiejętności przekraczają n-nasze.
- Tss...zabijmy go, dopóki śpi. - wtrącił Jeff.
- Nie będziemy go na razie zabijać. Jeff, przywiąż go do drzewa. Nie wiadomo, co będzie z amnezją Ichigo. Jeżeli nie wróci jej pamięć, to on, który zaatakował, może wiedzieć, jak to wyleczyć. - powiedział Slenderman.
- Pff...no dobra... - odpowiedział i ruszył. Chwycił jakąś linę, która leżała obok szałasu i podszedł do nieprzytomnego mężczyzny, złapał go za ręce i przeciągnął poddrzewo, które było trochę oddalone od szałasu. Tak, aby Ichigo nic nie zauważyła, ale i on nie mógł nigdzie uciec. Odplątał sznur i go związał.

***

Ichigo cały czas siedziała w szałasie. Nie była pewna niczego. Kojarzyła tych ludzi, ale nie wiedziała, kim są.
- Pamiętam! - pomyślała. Przypomniała sobie coś.
- Pamiętam, że ten cały Jeff, był u mnie w domu...tylko nie wiem, dlaczego...? - mówiła sobie w myślach. Wstała i wyszła na zewnątrz. Na dworze zastała pustkę. Nie było nikogo. Tak naprawdę, to nie był zbyt duży powód do zmartwienia, ponieważ i tak nikogo nie pamiętała, ale to było dziwne. Zaczęła rozglądać się wokół, jednak nadal nie było nigdzie żadnej, żywej duszy. Dziewczyna postanowiła wrócić do szałasu. Tam zastała chłopaka w niebieskiej masce. Nie pamiętała go. Nie wiedziała, kim on jest...czy ma się go obawiać...? Podeszła pod drewnianą ścianę, jednak nie spuszczała z niego wzroku. Na chwilę musiała się odwrócić, żeby usiąść. Kiedy z powrotem skierowała swoje oczy w jego kierunku, nie spostrzegła nikogo. Poczuła się dziwnie. Tak, jakby ktoś ją prześladował, śledził. Wokół było jednak pusto. Nim się spostrzegła, a opadły jej powieki. Nie chciała iść spać, ale samo wszystko wyszło.

***

PhoneCall razem z Benem siedzieli cały czas przy Ichigo. Czekali, aż ta się przebudzi...jednak nic takiego się nie działo, ani nawet nie zapowiadało na coś takiego. Dziewczyna błagała, żeby ta odzyskała pamięć. Chciała się także dowiedzieć, czy ją pamięta. Cóż...chyba nieprędko się to zdarzy.
- Chodźmy już. - zaproponował szeptem Ben. Miała się zgodzić, ale Ichigo zaczęła się budzić. Powieki drgały, ale w końcu się otworzyły.
- Sara! To ty! - wrzasnęła. - Gdzie ty byłaś? I co ty tu robisz?
- Pamiętasz mnie?
- Jasne! Teraz mi odpowiedz.
- To długa historia. Nie jest na teraz. Najpierw musimy odzyskać twoją pamięć.
- Dobrze! Damy radę!
- Tak. - PhoneCall wierzyła, że się uda. Przynajmniej chciała w to wierzyć...

poniedziałek, 8 lutego 2016

13. Amnezja

           W środku koła, miejsce miał wybuch. Dziewczyny zostały odrzucone na ziemię. Przez bombę, w powietrzu zaczął ulatniać się jakiś gaz. PhoneCall i ClockWork zaciągnęły bluzę, zakrywając usta oraz nos. Niejednokrotnie przechodziły przez takie sytuacje. Ichigo nie wiedziała, co ma robić. Leżała spanikowana, a pod wpływem gazu, straciła przytomność. Dziewczyny z materiałem na twarzy, uniemożliwiającym dopływ tlenu oraz gazu, podeszły do leżącej na ziemi koleżanki. Próbowały ją obudzić, lecz na marne. Uniosły ją i ruszyły do miejsca, gdzie trwała budowa. Zbliżając się do celu, uważnie obserwowały teren, w celu uniknięcia innych ataków. Idąc, zobaczyły Bena, który zbierał jakieś owoce.
 - Co się stało? - zapytał chłopak, rzucając owoce na ziemię, po ujrzeniu nieprzytomnej dziewczyny.
 - Tss...jakiś atak. Ichigo nawdychała się jakiegoś dymu i jest teraz nieprzytomna. - odpowiedziała ClockWork. - Pomożesz nam ją przenieść?
 - Jasne! - powiedział i ruszył do pomocy, nie zważając, na deptane przez nich owoce. Udali się w kierunku reszty. Gdy byli już na miejscu, wszyscy podbiegli do nich.
 - C-co jej się stało?! - zawołał Jeff.
 - Ktoś nas zaatakował. Najpierw był wybuch, a potem zaczął ulatniać się jakiś gaz, którego się nawdychała. - wytłumaczyła mu PhoneCall. - Zresztą nie ma czasu na tłumaczenie. Musimy ją gdzieś położyć.
 - Skończyliśmy budować jedno pomieszczenie, więc można ją tam przenieść. - powiedział Slenderman, a reszta zaczęła ją przenosić do tego pokoju.
                Ułożyli ją na kupce liści, ponieważ nie mieli nic innego. Wszystko spłonęło. Zebrani, siedzieli naokoło dziewczyny z nadzieję, że wreszcie się obudzi, jednak nic takiego się nie działo. Wszyscy wyszli. Został tylko Jeff.
 - Tss... Obudź się... - powiedział. Po tych słowach zauważył, że dziewczyna zaczęła poruszać powiekami i uniosła je do góry.
 - Nareszcie! Obudziłaś się!  - wykrzyknął, ale w dosyć cichy sposób. Ichigo spojrzała na niego ze zdziwieniem i odsunęła się do tyłu, następnie się skuliła.
 - K-kim ty jesteś? - zapytała niepewnie.
 - No Jeff...nie pamiętasz?
 - J-Jeff? J-jaki Jeff?
 - No ten... - zaczął mówić, jednak Slenderman mu przerwał.
 - Jeff, proszę wyjdź. Najpewniej w gazie była jakaś substancja, powodująca amnezję. Sprawdzę to.
 - Dobra, wyjdę...ale zrób coś!
 - Postaram się. - Jeff wyszedł z tego małego, drewnianego pokoiku. Nie wiedział, co ma myśleć o tej sytuacji. Pragnął, żeby dziewczyna przypomniała sobie wszystko...
                Slenderman został sam na sam z Ichigo. Ustał w odpowiedniej odległości, żeby ta się nie bała.
 - K-kim ty jesteś?! C-co się tu dzieje?! - wrzasnęła.
 - Dziecko, spokojnie. Ja jestem Slenderman. Pamiętasz, jak się nazywasz?
 - Ichigo...
 - Powiedz, jakie jest ostatnie wydarzenie, które pamiętasz?
 - O-ostatnie, c-co pamiętam jest to, że oglądałam wiadomości w t-telewizji...m-mówiono o jakimś mordercy, który wyglądał chyba identycznie, jak ten...no, umm...Jeff.
 - Nic więcej?
 - Niestety, ale n-nie... Wytłumaczysz mi, co się dzieje? - zapytała, ale nie zdążyła otrzymać odpowiedzi, gdyż z dworu dobiegł jakiś wrzask, a rozmówca poszedł sprawdzić, co się dzieje.
                Slenderman ujrzał Jeffa, trzymającego jakiegoś mężczyznę, który na razie był tylko nieprzytomny. Ben podszedł to nich i powiedział:
 - T-to jest! To on!
 - Kto?! - zapytali Jeff i Slender.
 - To jest...


środa, 3 lutego 2016

Diabolik Lovers Rozdział 3

                Nadszedł kolejny dzień, a raczej noc w tej rezydencji. Wszyscy właśnie siedzieli w czarnej limuzynie. Wracali ze szkoły. Droga jak zwykle mijała w ciszy. Reiji czytał książkę, Shuu spał i jednocześnie słuchał muzyki, Kanato ”bawił” się swoim brązowym misiem Teddym, a reszta klasycznie siedziała. Kiedy dojechali do domu, wszyscy od razu się rozeszli. Została ona i Reiji. Poprosił ją, żeby udała się do sklepu. Brakowało kilku produktów do obiadu. Zgodziła się. Ruszyła w drogę. Wyszła czarną bramą i szła przed siebie. Jako, że była noc, wszędzie było ciemno, jedynie co trzecia, lub czwarta latarnia rzucała jakieś światło. Droga minęła jej spokojnie, bez żadnych przeszkód. Weszła do nocnego sklepu, chwyciła koszyk i zaczęła przemieszczać się pomiędzy wysokimi regałami, jednocześnie chwytając potrzebne jej produkty. Podeszła do kasy. Kasjerka nabiła produkty na kasę i podała jej kwotę do zapłaty. Wręczyła jej banknot, wzięła resztę i wyszła. Tempo jej chodu było szybsze niż wcześniej. Tym razem włożyła do uszu słuchawki. Podczas drogi czuła, że ktoś ja obserwuje, więc przyspieszyła kroku, jednak nie mogła się pozbyć owego przeczucia. Naprzeciwko niej szedł wysoki mężczyzna w czarnej bluzie, z kapturem założonym na głowę. Właśnie mieli się minąć, kiedy on złapał ją za rękę i odwrócił w swoim kierunku, nie puszczając jej. Ayame zadrżała ze strachu. Dreszcze przechodziły po jej ciele, a w głowie zaczynały tworzyć się same czarne scenariusze. Mężczyzna wyjął srebrny nóż, z czarnym uchwytem i przybliżył do jej gardła, wziął zamach i...
                Nie trafił! Dziewczyny już nie było. Za to, na jej miejscu pojawił się ktoś inny, trzymając nóż napastnika.
 - Reiji! - krzyknęła. - Co ty tu robisz?!
Nie odpowiedział jej, lecz skierował ostre narzędzie w stronę mężczyzny i wbił je w niego. Tamten upadł na ziemię. Ayame nie czuła się jakoś dziwnie. Nie miała wyrzutów sumienia, a widok, który ujrzała, nie był dla niej przesadnie straszny. Reiji złapał ją za ramię i przeteleportował do domu.
                Na miejscy, nikt nie wspominał nic, o zaistniałej sytuacji. Oboje zachowywali się normalnie. Tak, jakby było to codziennością. Reiji przygotowywał obiad, a Ayame szykowała stół. Na białym obrusie rozstawiała talerze, o tym samym kolorze, ze złotym paskiem wokół, znajdującym się na brzegu naczynia. Rozłożyła jeszcze sztućce i szklanki, a raczej filiżanki. Wszystko było gotowe. Zwołała wszystkich i w ciszy zasiedli do stołu. Jak zawsze, nikt nie raczył nic powiedzieć, a może po prostu, się nie odważył. Reiji za takie coś, skarciłby tę osobę. Po posiłku dziewczyna poszła do swojego pokoju. Położyła się i wzięła do ręki książkę i otworzyła na pierwszym rozdziale. Zaczęła czytać, jednak szło jej to opornie, więc zamknęła ją i odłożyła. Zaczęła rozmyślać nad wszystkim i wtedy pomyślała, o dzisiejszym zdarzeniu. Przypomniała sobie. Była to sytuacja, która miała miejsce w dzieciństwie, kiedy to najzwyczajniej w świecie, spacerowała z żywą wtedy matką. Poruszały się spokojnie między budynkami. Okolica była ponura. Panowała ciemność. Wracały razem od koleżanki Ayame i wtedy...stało się. Zostały zaatakowane, przez mężczyznę w ciemnej bluzie, z kapturem na głowie, który próbował wbić nóż w serce kobiety. Obie krzyczały, a jej matka, próbowała się wyrwać, ale nadaremno. Ostrze prawie przebiło jej skórę, jednak...ojciec Ayame złapał rękę napastnika i je uratował. Dalej nie pamiętała. Przypomnienie owej sytuacji sprawiło, że stała się senna. Naciągnęła więc kołdrę i usnęła.
                Zbliżała się pora pójścia do szkoły. Wszyscy byli już na dole. Po dołączeniu dziewczyny, skierowali się do limuzyny. Na miejsce jechali w ciszy. Będąc już przed budynkiem, wysiedli i skierowali się do niego i ruszyli na lekcje. Pierwszy był język angielski. Przedmiot ten nie należał do jej ulubionych, ale także nie był znienawidzony.
                Minęły wszystkie lekcje. Dziewczyna udała się do biblioteki. Weszła do środka. Nie było nikogo, prócz nieznajomego, zielonowłosego chłopaka. Dziewczyna sięgnęła po pewna książkę i usiadła do stołu. Zaczęła czytać.
 - Ewo... - usłyszała. Zdziwiło ją to, ponieważ nie było tu nikogo więcej, z wyjątku niej i tamtego chłopaka. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jednak nie było tu już nikogo. Nie ukrywała, że trochę się przestraszyła, jednak szybko się otrząsnęła. W swoim życiu, miewała już przedziwne sytuacje. Zdarzało się, że słyszała głosy. Głosy, których nikt nie słyszał, więc owa sytuacja nie była dla niej niczym dziwnym. Ayame straciła ochotę na czytanie, więc odłożyła książkę i wróciła do domu. 
                Będąc już w rezydencji postanowiła pójść do ogrodu. Nie było tam nikogo, więc miała okazję pobyć w ciszy i spokoju. Położyła się na trawie i leżała tam, dopóki nie usnęła.

                                                                                              ***

                W domu, wszyscy szukali Ayame. Nie mieli pojęcia, czy już wróciła oraz, gdzie poszła. W budynku nikt jej nie widział. Podirytowany całym zajściem, Subaru wyszedł się przewietrzyć. Udał się w kierunku ogrodu. Zastał tam poszukiwaną dziewczynę.
 - Eee...wiesz, że wszyscy cię szukają?
 - Tak? A dlaczego?
 - No, myśleli, że uciekłaś i podobne.
 - Um...rozumiem. No, to ja już wrócę i powiem, że nic mi się nie stało. - Dziewczyna opuściła chłopaka i udała się do domu. Zaczęła się zastanawiać, czy oni się martwią, czy co? Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. To raczej niemożliwe, żeby szóstka sadystycznych braci, wampirów interesowała się czymś więcej, niż jej krwią, którą uważano za wspaniałą. Dziewczyna otworzyła ciężkie, drewniane drzwi i weszła do środka. W jej kierunku zwróciły wzrok cztery osoby, a dokładniej Ayato, Laito, Kanato i Reiji.
 - Gdzie byłaś? - zapytał pierwszy.
 - Wiesz, że będziesz musiała ponieść konsekwencje swego zachowania? - zadał kolejne pytanie ten ostatni.
 - Tsaa...wiem
 - W takim razie zapraszam do mnie do pokoju.  - dodał. Udali się w wyznaczonym wcześniej kierunku. Przechodzili przez korytarz, o kolorach w ciemnych odcieniach. Górował fiolet i brąz, a ułożone były w dosyć skomplikowany wzór mozaiczny. Stanęli przed ciemnymi drzwiami. Chłopak otworzył je i gestem ręki zaprosił ją do pomieszczenia. Weszła, a on ruszył za nią. Na wstępie jej oczom ukazał się stół, na którym znajdowały się przeróżne kolorowe substancje, oraz puste fiolki. Po prawej stronie były regały, wyłożone książkami, a po lewo był stół i dwa fotele.
 - Zaczekasz chwilę? Pójdę zaparzyć herbaty. - powiedział, kierując wzrok w jej twarz.
 - Jasne. -  odpowiedziała z uśmiechem. On poszedł, a Ayame podeszła do regałów i zaczęła przeglądać książki. Jakieś podręczniki, pamiętniki. Nic, co przyciągnęłoby jej uwagę. Zaczęła dalej się rozglądać. Podeszła pooglądać substancje, które znajdowały się na wielkim stole. Nie było żadnej, którą mogłaby skojarzyć. Reiji wrócił do pokoju z dwiema filiżankami herbaty. Postawił na stoliku i poprosił, a raczej rozkazał jej, żeby usiadła. Wykonała polecenie. Chłopak dawaj jej wykład, na temat jej zachowania, a ona prawie go nie słuchała. Kiedy skończył, dziewczyna podniosła białą filiżankę i napiła się z niej. Odstawiła ją i wstała. Udała się w kierunku wyjścia. Już miała otwierać drzwi, ale coś, a raczej ktoś złapało ją za rękę. Dziewczyna odwróciła się. Była zdziwiona. Nigdy wcześniej nie miała takiej sytuacji z Reijim. On przyciągnął ją do siebie, a następnie do ciemnej ściany i zsunął z ramienia szary sweter, po czym wbij w nią swe kły i zaczął wypijać jej krew. Dziewczyna nie oponowała. Wiedziała, iż nie ma szans w starciu z wampirem.
”C-co się dzieje? Ten smak...jest...rewelacyjna!” - pomyślał chłopak i wrócił do picia jej krwi. Kiedy uznał, że wypił już wystarczającą ilość, odsunął się od niej i wytarł krew, wypływającą z lewego kącika jego ust. Powiedział, że może już wyjść. Tak zrobiła.

                                                                                              ***

                Tego dnia dziewczyna nie miała nic szczególnego do roboty, a jako, że był to dzień wolny, razem z Kanato postanowili zrobić jakieś słodycze. Zabrali się najpierw za ciasto. W trakcie robienia troszkę pobrudzili się produktami, ponieważ wszczęli małą wojnę. Zrobili szarlotkę, pokroili i rozłożyli na talerzu. Chłopak wziął pierwszy kawałek, który po chwili wypluł, za co skarcił go Reiji. Ciasto było wręcz niejadalne. Postanowili sobie odpuścić dalsze gotowanie i kupili gotowe, które wszyscy zjedli ze smakiem. Po tym króciutkim ”przyjęciu” dziewczyna ruszyła do swego pokoju. Wyszła z jadalni udając się do salonu, a następnie na schody. W połowie wchodzenia po nich poczuła ukłucie w klatce piersiowej i prawie upadła, gdyby nie Reiji...

sobota, 23 stycznia 2016

12. Pożar

Przyznam, że z początku nie mogłam się zabrać za napisanie tego rozdziału. Nie miałam żadnego pomysłu. Przepraszam, że nie było tak długo rozdziału z tej historii. A więc życzę miłego czytania^^

_________________________________________________________________________________


Widok na pokój. Na ścianę z kalendarzem. Dwudziesty drugi stycznia, godzina 2:38. Perspektywa osoby trzeciej. Wyjście, a raczej paniczna ucieczka wszystkich mieszkańców rezydencji. Bieg w kierunku lasu. Zwrot w tył. Ogień przykrywający rezydencję rozchodził się na pobliskie drzewa. Twarze innych pełne zdziwienia, jednak nie było wszystkich mieszkańców.
                Dziewczyna obudziła się przerażona. Wrzasnęła na całą rezydencję, ale o dziwo nikt nie wbiegł do jej pokoju, jednak ona w przeraźliwym biegu zeszła na dół.
 - Co się dzieje? - zapytał Jeff.
 - Kolejna wizja?  - dodał Slenderman.
 - T-tak, ale ona była...s-strasz-szna...
 - Chodź do mojego gabinetu i jak zwykle mi opowiedz.
 - N-nie. Powiem to przy wszystkich. To jest ważne.
 - No dobrze... - zgodził się Slender. Powiedziała, żeby usiedli. Poczynili tak. Ona stała na środku i zaczęła opowiadać. Wiadomym było, że trochę jej to zajmie, ponieważ jąkała się. Nadszedł koniec opowieści.
 - C-co?!!!!!! - wrzasnął Jeff. - Przecież dzisiaj jest dwudziesty pierwszy. To oznacza, że j-jutro?
 - Wygląda na to, że tak. - odpowiedział mu Slender. Reszta zaniemówiła, tylko ze strachu, czy raczej, spowodowane to było zdziwieniem?

                Po opowiedzeniu wizji dziwnym było, że wszyscy zachowywali się normalnie. Było już po obiedzie, mianowicie godzina 17:45. Dziewczyna oglądała właśnie film, jednak nie mogła zapomnieć o tym, co miało wydarzyć się w nocy. Film się skończył, więc zaczęła bezsensownie przełączać kanały w telewizorze, dopóki nie usnęła. Na szczęście, a może raczej nieszczęście w trakcie tej drzemki, nie miała żadnej wizji. Se snu wyrwał ją jakiś hałas. Wstała i rozejrzała się wokoło.
 - Spokojnie, to tylko szklanka. - odpowiedział Jeff, jednocześnie zbierając odłamki zbitego szkła. Dziewczyna spojrzała na zegarek. Była godzina 23:07. O dziwo nikt nie spał. Część osób siedziała w swoich pokojach, a część w salonie. Jedni czytali książki, a inni oglądali jakiś serial w telewizji. Ichigo dołączyła do oglądających. Usiadła na sofie. Dosiadł się do niej Jeff. Widział, ze jest roztrzęsiona. Nie mogła na chwilę zapomnieć o tej wizji. Chłopak wyciągnął rękę i ją objął, po czym wręczył jej małe pudełko. Otworzyła je. Był tam pierścionek!
 - Emm...Wziąłem go z twojego mieszkania. Wiem, że był dla ciebie ważny. - wymamrotał.
 - Dziękuję! - krzyknęła przepełniona euforią. - Należał wcześniej do mojej mamy. Dla mnie był...i jest naprawdę ważny. To jedyna rzecz, która mi po niej została. Dziękuję... - dodała i włożyła pierścionek na palec serdeczny. Poprzednia wizja się spełniła. Dziewczyna objęła chłopaka, jednak nagle spojrzała na zegar, który wisiał na ścianie. Była już godzina 2:08. Jeszcze pół godziny do wydarzenia. Ichigo była bez sił i nagle usnęła. Obudził ją głos Jeffa.
 - Wstawaj! Już czas! - zawołał do niej, a rezydencja zaczęła stawać w płomieniach. Dziewczyna bez zastanowienia wstała. On złapał ją za rękę i ruszyli biegiem w kierunku wyjścia. Wszyscy, a przynajmniej tak jej się wydawało, także ruszyli w stronę lasu. Dziewczyna była trochę...znaczy się bardzo przerażona. Z trudem nabierała powietrze, w dodatku cała się trzęsła.

                Kiedy byli w odpowiedniej odległości od pochłoniętej ogniem rezydencji, zatrzymali się. Obok zebrała się reszta, lecz bez dwóch osób. Nie było Masky`ego i Hoodi`ego.
 - Spłonęli - powiedział Slendreman, po czym część osób, wraz z Ichigo zaczęła płakać. Szybko jednak przestali. Ważne było to, gdzie teraz zamieszkają. Na razie nie mieli żadnego pomysłu. Musieli zbudować tymczasowy szałas, oraz Slender musiał znaleźć dwójkę nowych Proxy. Za budowę chwilowego miejsca pobytu zabrali się wszyscy, oprócz dziewczyn. One wyruszyły na poszukiwanie pożywienia. ClockWork i PhoneCall poszły poszukać jakichś dziko rosnących owoców. Ichigo ruszyła na polowanie. Zaczaiła się za drzewem. Usłyszała sarnę, więc wyjęła nóż i wyczekała odpowiedniego momentu. Rzuciła nóż. Zwierzyna padła na ziemię. Dobiła je i zaciągnęła na miejsce spotkania. Zobaczyła, że część szałasu jest zrobiona. Zabrała się za rozpalenie ogniska. Ucięła kawałki mięsa i upiekła. Zawołała wszystkich na...na co? Był środek nocy. Ehh...nie ważne na co. Zjedli i zabrali się do dalszej budowy szałasu.

                Nastał ranek. Reszta kontynuowała budowę, a dziewczyny poszły sprawdzić, co pozostało z rezydencji. Ognia już nie było, jednak wszystko zostało spalone, a raczej prawie wszystko. Został tylko kalendarz i zegar wskazujący datę i godzinę z wizji. Było to co najmniej dziwne. Dziewczyny poczuły się obserwowane, Ichigo odruchowo wyciągnęła nóż, który znajdował się w jej kieszeni. Ustały obok siebie tak, żeby obserwować wszystko wokół. Stały tak przez jakiś czas. Nastał moment, w którym na chwilę straciły czujność i...stało się coś, czego się nie spodziewały, a mianowicie...był to atak, wychodzący ze środku koła.

                

czwartek, 21 stycznia 2016

Diabolik Lovers Rozdział 2

Nareszcie udało mi się go napisać. Niestety, wyszedł krótszy niż poprzedni. Miłego czytania^^           

_________________________________________________________________________________


Nadszedł dzień, w którym będzie wystawiane szkolne przedstawienie. Wszyscy byli już w szkole. Ayame i Laito skierowali się na salę gimnastyczną, w której miało ono się odbyć. Na miejscu spotkali innych uczestników. Nie znała nikogo, oprócz kierującego wszystkim Kou. Zaczęło się. Zgasły światła, a na widowni zebrał się tłum uczniów jak i nauczycieli. Zaczęli wychodzić inni i śpiewać. Po każdym występie artyści otrzymywali brawa. Nadeszła kolej na ich występ. Wyszli na scenę. Laito zasiadł do czarnego fortepianu i zaczął grać. Dziewczyna zaczęła śpiewać. Wyszło jej to doskonale. Twarze widowni przybrały lekko zdziwiony wyraz. Po wykonaniu przez nich utworu otrzymali najgorętsze podziękowania, a jedna z występujących wcześniej dziewczyn skierowała swój wzrok w kierunku Ayame i wpatrywała się w nią z zazdrosną miną. Zignorowała to. Po przedstawieniu wszyscy artyści ustali w szeregu i ukłonili się, a następnie rozeszli. Była jeszcze jedna lekcja. Akurat była to historia. Na niej widać było, że wszyscy się nudzą, nawet nauczyciel. Zadzwonił dzwonek. Każdy skierował się ku wyjściu z budynku. Cała rodzinka Sakamakich zebrała się przed szkołą. Wsiedli do limuzyny i ruszyli. W trakcie drogi nikt się nie odezwał. Panowała niezręczna cisza. Po przyjeździe, zjedli obiad i ruszyli w różne strony. Ayame wyszła do ogrodu. Lubiła tam przebywać tylko, że tym razem zamiast Subaru spotkała...Ayato! Siedział na ławce. Usiadła obok niego. Nagle czerwono-włosy złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Chciał ją ugryźć, ale ta zaczęła protestować, a on w końcu dał sobie spokój. ”Chyba nie był taki głodny?” - pomyślała i wróciła do rezydencji. Resztę dnia spędziła w swoim pokoju, czytając książki i rozmyślając nad różnymi sprawami.
                Następnego dnia, a raczej nocy pojechała z Reijim na zakupy. Nie było ich przez około trzy godziny, ale wrócili w kilkunastoma torbami. Zanieśli do kuchni i rozpakowali. Skończyli. Dziewczyna pomogła szykować mu śniadanie. Zrobili i udali się do jego pokoju. Ayame miała wybrać zastawę stołową. Staneła naprzeciwko szklanych kredensów, szukając odpowiedniej. Nagle poczuła ucisk na swoim nadgarstku. Złapał ją za rękę. Przyciągnął ją do siebie, zsunął część czarnego swetra z jej ramienia i wbił swoje kły w jej nagą skórę. Pił ją przez jakiś czas. Przestał już.
 - Co się dzieje? Jest taka słodka. - powiedział, a raczej wyszeptał i powrócił do picia. Skończył już ostatecznie. Wybrali zastawę stołową i poszli wszystko szykować. Wszystko było gotowe. Każdy zasiadł do stołu. Zaczęli jeść. Na śniadanie mieli wiele rzeczy. Zjedli i jak zwykle rozeszli się. Dziewczyna pomogła Reijiemu sprzątać i poszła do pokoju. Ubrała się, zeszła na dół i wszyscy pojechali do szkoły. Lekcje minęły dosyć szybko.

                Wszyscy byli już w domu. Ayame nie wiedziała, co robić. Podszedł do niej Ayato.
 - Ej. Chcesz iść na spacer?
 - No mogę, ale gdzie?
 - A co ty taka ciekawa? Hmm...?
 - Nie twoja sprawa. Mów.
 - Zobaczysz.
 - Pfff... Ok... - Wyszli z rezydencji. Szli przez ciemny las, aż dotarli na łąkę, obok której znajdowało się jezioro. Zatrzymali się. Usiadł na trawie.
 - Siadaj! - zawołał, a ona wykonała polecenie. Siedzieli tak i siedzieli, dopóki nie zgłodnieli. Postanowili wrócić się do rezydencji. Na miejscu Reiji powiedział, że za dziesięć minut wszyscy mają zjawić się w salonie.

                Minął określony czas. Wszyscy byli na miejscu, jednak nikt nie wiedział, w jakim celu są zebrani.
 - Eee... Reiji. Po co nas tu zebrałeś? - zapytał Laito. Reiji trzymając w ręce białą kopertę odpowiedział:
 - Zostaliśmy zaproszeni przez ojca na karnawał. Odbędzie się on jutro o godzinie dwudziestej drugiej.
 - Ja się na to nie piszę! - wykrzyknął Ayato.
 - Ja też jakoś nie chcę, jednak...wiesz jaki jest ojciec? - powiedział Laito.
 - Wiem, ale kto zostanie z Ayame?
 - Ona idzie z nami. - odpowiedział im Reiji.
 - C-Co?! - powiedziała, a raczej wrzasnęła większość.
 - Zgadza się.  - zakończył wszystko wychodzący z salonu szaro-czarnowłosy. Następnie reszta się rozeszła. Została tylko Ayame. ”Hmm...  Czyli idziemy po lekcjach?” - pomyślała. Tak właśnie miało być. Dzisiaj już było po szkole. Dziewczyna poszła do swojego pokoju. Wzięła kąpiel i jak reszta, poszła spać.

                Wstała i zeszła na dół do reszty. Zjedli śniadanie i pojechali do szkoły. Nikt nie wspominał nic o karnawale, co trochę stresowało Ayame. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Minęła pierwsza lekcja. W trakcie przerwy dziewczyna wyszła na korytarz. W trakcie spaceru zobaczyła stojącego, w tłumie dziewczyn Kou. ”No tak, przecież to idol” - pomyślała i odeszła. Szczerze, nie miała ochoty z nim rozmawiać. Tak naprawdę, to w ogóle z nikim nie chciała teraz konwersować. Rozległ się dźwięk dzwonka. Dziewczyna wróciła do klasy. Wszystkie lekcje strasznie się dłużyły. Po zajęciach wyszła ze szkoły. Wszyscy już czekali. Wsiedli do samochodu, a raczej limuzyny i pojechali.

                Po powrocie do domu wszyscy poszli się szykować na karnawał. Dziewczyna ubrała się w granatową sukienkę za kolana, czarne bolerko i szpilki tego samego koloru. Zrobiła sobie delikatny makijaż i włożyła swój ulubiony, srebrny naszyjnik, mający na końcu breloczek w kształcie serca. Była gotowa. Zeszła na dół, gdzie jak zwykle czekali wszyscy. Wszyscy zaczęli znikać. Został tylko Subaru. Poczuła, że złapał ją za rękę i...znalazła się w innym miejscu. Wszyscy stali przed wielką, metalową bramą. Przeszli przez nią. Zaczęli zwiedzać okolicę. W tle słychać było muzykę. Obok nich przechodziło dużo osób. Ayame wyczuwała ich aurę. Wiedziała, że nie są ludźmi, tylko najprawdopodobniej wampirami. Szli, aż nagle zatrzymali się w jakiejś ciemnej uliczce. Widać było, że nikt nie jest zadowolony pobytem w tym miejscu.
 - Ja idę. Muszę załatwić kilka spraw. - powiedział Reiji i zniknął.
 - Ja pójdę poszukać jakichś słodyczy. - odparł Kanato i również zniknął. Zostali w piątkę. Ona, Ayato, Laito, Subaru i...Shuu? ”Gdzie on polazł?” - pomyślała. ”Zapewne poszedł gdzieś i teraz śpi”. Czyli zostali we czwórkę, jednak białowłosy też miał jakąś sprawę i zniknął, co daje trzy osoby. Nikt już nie planował znikać. Ruszyli na tereny karnawału. Aktualnie trwały koncerty. Usiedli przy okolicznym stoliku i kupili sobie coś do picia. Nikt się nie odzywał. Każdy milczał. Nagle na scenę wszedł...Kou! Dziewczyna liczyła, że jej nie zobaczy. Niestety  było inaczej. Stał na scenie i wywołał Ayame do wspólnego śpiewania. Nie była chętna, ale wszystkie spojrzenia skierowane były na nią, a wokół wszyscy wykrzykiwali jej imię, więc musiała iść. Weszła na scenę. Chłopak  podał jej mikrofon. Rozległ się dźwięk muzyki i zaczęli śpiewać. Ich występ trwał około pół godziny.  Zeszła ze sceny, ale nie mogła nikogo znaleźć, więc usiadła do pierwszego lepszego, pustego stoliku. Siedziała znudzona. Nagle podszedł do niej Shin...Tsukinami Shin.
 - Ładny występ! -powiedział.
 - D-dzieki.
 - Mogę się dosiąść, nie?
 - Tak, siadaj.
 - Czemu siedzisz tak sama?
 - A nie wiem. Cała szóstka mnie zostawiła.
 - A więc jesteś tutaj z braćmi Sakamaki?
 - Tsaa...Niestety.  - odpowiedziała. Rozmawiali dalej, dopóki Shin nie oznajmił, że czeka na niego brat. Odszedł i znowu została sama, jednak nie trwało to długo. Przyszli wszyscy i oznajmili, że muszą iść, jednak nagle scena stanęła w ogniu, a jej odłamki strzelały gdzie popadnie.
 - Zabierzcie Ayame! - wrzasnął Reiji. Laito tak zrobił. Przeteleportował siebie i ją do domu, po czym sam wrócił do reszty. Większość osób zaczęła uciekać. Razem z nimi zostało tylko dwanaście osób. Oni, czyli bracia Sakamaki, gdzieś dalej była  czwórka braci Mukami a na końcu dwójka braci Tsukinami. Widać było, że każdy był zdziwiony zaistniałą sytuacją. Chody na ten karnawał od dobrych paru lat, ale nigdy taka sytuacja nie miała miejsca. Nie wiedzieli, co mają zrobić. Nie było możliwości ugaszenia tego, ponieważ rozeszło się to na około dziesięć okolicznych budynków. Z powodu niemocy wszyscy zaczęli teleportować się do własnych domów. Ayame wyczekiwała ich z niecierpliwością i wrócili. Na szczęście nic nikomu się nie stało.
                Każdy poszedł do swojego pokoju. Dziewczyna najpierw zrobiła sobie herbatę i poszła do ogrodu. Nikogo tam nie było, więc miała spokój. Na dworze panowała noc. Na niebie był księżyc w kształcie rogalika. Ayame wypiła herbatę i poszła do swojego pokoju, jednak w nim czekał już...Ayato.
 - Ej...Daj mi się napić. Jestem głodny.
 - Nie! Idź stąd!
 - Pff...Nie będziesz rozkazywać Ore-sama. - powiedział, złapał ją za rękę i przycisnął do ściany. Przysunął swoją głowę do jej szyi i wbił swoje białe kły w jej nagą skórę. Pił jej krew, dopóki stwierdził, że wystarczy. Jakoś nie było mu na rękę zajmowanie się nieprzytomną dziewczyną. Skończył. Odszedł od niej i wytarł ręką wypływającą z kącika jego ust krew. Następnie wyszedł z jej pokoju.